Site icon Portal informacyjny STRAJK

Trzy kolory: zielony

Okładka „Wysokich Obcasów” wywołała burzę, jeszcze zanim w ogóle ukazała się w kioskach – i to burzę większą niż „Anja Rubik w ziemniakach” w premierowym numerze „Vogue Polska”.

Na okładce zaś widzimy twórczynie inicjatywy mającej na celu odtabuizowanie aborcji, między innymi przez billboardy z hasłem „Nie jesteś sama – statystycznie 1 z 3 twoich znajomych miała aborcję”. To ważny, potrzebny przekaz, być może potrzebny jak nigdy dotąd. W dyskusjach na profilach Codziennika Feministycznego i Dziewuch Dziewuchom nikt tego nie neguje. Ale wielu kobietom nie podoba się hasło zaprezentowane na koszulkach: „Aborcja jest OK”.

Jedne argumentują (słusznie!), że nie dla wszystkich jest OK, bo generalnie usunięcie ciąży, nawet niechcianej, to żadna radość. Inne odpowiadają (słusznie!), że mają dość społecznego nakazu, aby po przerwaniu ciąży czuć obowiązkową traumę, bo inaczej odsądza się je od czci i wiary.

Tylko że to hasło zupełnie inaczej by brzmiało, gdyby nie było osadzone w pop-artowej komiksowej stylistyce na tle gryzącego różu. I gdyby aktywistki na zdjęciach miały poważne miny, sugerujące, że temat nie jest byle bułką z masłem. Że mają solidną wiedzę medyczną i pokażą nam, jak rozmawiać o aborcji bez prowokacji i szokowania efekciarstwem. Jak łamać tabu po kawałku.

Zastanawiam się, dlaczego w przestrzeni publicznej mówimy o aborcji tylko na dwa sposoby? Dlaczego pokazujemy ją albo w żałobnej czerni, albo w agresywnym różu? A może by tak pomyśleć o zieleni – w końcu to kolor nadziei? Wtedy hasło, przez wielu postrzegane jako kontrowersyjne, wybrzmiałoby zupełnie inaczej. Bo aborcja JEST OK. Nie jest grzechem, czasem bywa koniecznością, czasem jest ostatnią deską ratunku. To dobrze, że jest.

Ale mam wrażenie, że znów nam się zapomniało o tym, że nie funkcjonujemy w próżni. Sformułowanie „Aborcyjny Dream Team” dla radykalnych działaczek będzie wspaniałym wyrazem emancypacji. Ale te, o które walczymy – te nieprzekonane – nie kupią stylistyki confetti i neonów. Jasne, po 25 latach mamy prawo być zmęczone koniecznością „dostosowywania się do społeczeństwa”, chodzenia wokół niego na paluszkach, ciągłego łagodzenia dyskursu. Chciałybyśmy wyskoczyć do przodu. Pokazać, że nie mamy traumy, wręcz przeciwnie, nasze życie po zabiegu jest lepsze. Trzeba o tym mówić, to nie podlega dyskusji. Ale czy koniecznie od razu w entourage’u chmurek, jednorożców i tęczy?

Pomiędzy czernią i różem naprawdę jest miejsce na zieleń. Wtedy nikt nie narysuje kółka na czole. Nie stwierdzi, jak celnie napisał ktoś w komentarzu, „że jesteśmy głupimi krzykaczkami, co nie odróżniają aborcji od pedicure’u”.

Aborcja to procedura medyczna. Jedna przeżyje ją ciężej, inna lżej. Świetnej, wartościowej akcji zrobiono krzywdę, ubierając ją w fikuśne ciuszki. Oczywiście, że to my mamy słuszność. Tylko czemu znów obrażamy się na słuchacza, że nie jest wystarczająco świadomy i nie umie naszego przekazu przetworzyć na poziomie meta? Jeszcze przez jakiś czas musimy być „starsze i mądrzejsze” – musimy, jeśli zależy nam na tym, żeby przestać kręcić się we własnym kółku. „Nie potrzebujemy tutaj głosów kościółkowych żon” – owszem, potrzebujecie. Wszystkie potrzebujemy. To ich głosy tak naprawdę dziś się liczą, bo mój macie i tak bez względu na wszystko.

.

Exit mobile version