Site icon Portal informacyjny STRAJK

Trzy objawy choroby posmoleńskiej

„Co powiedzieć o państwie, w którym giną najważniejsze osoby?!” – zapytał Andrzej Duda podczas przemowy z okazji obchodów siódmej rocznicy wypadku rządowego Tupolewa. Ważne pytanie, panie prezydencie. Z pewnością niewiele dobrego. Nieczęsto samoloty uderzają w drzewo, nawet podczas mgły. Niedopuszczalne jest, aby wysoki rangą wojskowy urządzał sobie pedagogiczne wypady do kabiny pilotów tuż przed lądowaniem w trudnych warunkach. Zasmucające, że osoby siedzące za sterami maszyny z prezydentem na pokładzie nie stosowały się do poleceń z wieży kontroli lotów. To wszystko nie najlepiej mówi o wolnej, niepodległej Polsce z końca ubiegłej dekady – państwie źle zorganizowanym, nie potrafiącym zapewnić bezpieczeństwa nawet najwyższemu urzędnikowi.

To jednak nie wtedy, 10 kwietnia 2010 roku, dowiedzieliśmy się strasznych rzeczy o naszym kraju, ludziach władzy i ludu tej ziemi. Tam, w tym lesie pod Smoleńskiem, wszystko się zaczęło.

Szaleństwo się zaczęło. I to niemal zaraz po tym, jak przestały płynąć pierwsze łzy. Na początku kiełkowało na ulicach, przed pałacem prezydenckim, pod namiotami trzymanymi przez grupę, wtedy powiedzielibyście świrów, a teraz – wpływowych dziennikarzy. W tym samym czasie i miejscu codziennie odbywały się występy kabaretowe obrońców krzyża. Szaleństwo nie wydawało się groźne, dopóki było kanalizowane przez przeróbki na YouTube i pana wykrzykującego za limuzyną Jarosława „pilnujcie żeby go znowu nie zamordowali”. Kiedy obłęd wcielił się w rolę dziennikarza „Gazety Polskiej”, wypowiadającego sakramentalne „to był zamach”,  zaczęło się robić duszno, a kiedy paranoja osiągnęła poziom ministerialny, zrozumieliśmy, że naszym ironicznym dystansem z nią nie zwyciężymy.

Kłamstwo się zaczęło. Niekoniecznie w klasycznym goebbelsowskim wydaniu uporczywego wbijania do głów tych samych haseł.  W dobie smartfonów i Pieseła robi się to trochę inaczej. Struktura teorii spiskowych serwowanych społeczeństwu przez wszystkie możliwe środki masowego komunikowania składa się z kilku warstw. Wypowiadane są całkowite kłamstwa, kalumnie, pomówienia i inne podłości, w które teoretycznie wierzą tylko najsromotniej zaburzone umysły. Słyszeliśmy, że prezydent został zamordowany przez Rosjan, którym zachciało się „nowego Katynia”, a wszystko za sprawą duetu Tusk-Putin. Dla bardziej wymagającego konsumenta spisków zostało wypowiedziane, że niekoniecznie Tusk chciał śmierci Kaczyńskiego, ale jak już Putin zrobił swoje, to „Rudy” nie miał odwagi bronić polskiej racji stanu.  Wreszcie, najbardziej lajtowe kłamstwo mówi o (celowych?) błędach kontrolerów z Siewiernoje i wielu znakach zapytania. Kłamstwa mnożą się również horyzontalnie i nie robią sobie nic z kolizji, w jakie ze sobą wchodzą. Przyczyną może być jednocześnie wybuch, brzoza, bomba termobaryczna, trotyl i rakieta ziemia-powietrze. Najważniejsze jest jednak to, że kłamstwo jest dawno zyskało rangę komunikatu rzecznika prasowego rządu, wypowiedzi ministra czy programu publicystycznego w TVP.

I bezwzględność się zaczęła. Dowiedzieliśmy się, że można wykorzystać śmierć najbliższej osoby jako oręż bezpośredniej walki politycznej. Są w Polsce ludzie, którzy uczynili z tego swoją główną chorągiew, czy mówiąc ładniej – swój własny brand i przewagę konkurencyjną. Stałe podsycanie ognia w smoleńskiej świątyni walnie przyczyniło się do zgromadzenia energii społecznej, która w 2015 roku zapoczątkowała „dobrą zmianę”, a dla wielu dziennikarzy i wydawców zapewniało stałą prosperity i uchroniło przed zniknięciem z rynku. Dzięki tym, którzy bezwzględnie walczyli z faktami, kłamali, podsycali nienawiść, wskazywali winnych i milczeli, kiedy należało powiedzieć prawdę, żar szaleństwa utrzymał się do dziś.

Co powiedzieć o państwie, w którym śmierć najważniejszych osób stała się paliwem politycznym, panie prezydencie?

Exit mobile version