Turcja znów oskarża Rosję o naruszenie jej przestrzeni powietrznej. Moskwa twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne.
Tureckie ministerstwo spraw zagranicznych wydało oświadczenie, w którym czytamy, iż rosyjski SU-34 wleciał w piątek o 11:46 w turecką przestrzeń powietrzną. Miał przy tym zignorować ostrzeżenia kierowane do pilotów zarówno po angielsku, jak i po rosyjsku. Samolot brał udział w rosyjskiej interwencji w wojnie domowej w Syrii.
W odróżnieniu od podobnego incydentu w listopadzie 2015 r. Ankara tym razem samolotu nie zestrzeliła. Ograniczono się do wezwania na dywanik rosyjskiego ambasadora, a prezydent Recep Tayyip Erdogan zwołał konferencję prasową. Mówił na niej, że jeśli Rosja nie zaprzestanie łamania prawa, czekają ją poważne konsekwencje. Stwierdził również, że takie „nieodpowiedzialne kroki” jak lot feralnego samolotu nie pomagają ani w rozwijaniu współpracy NATO-Rosja, ani we wspólnym budowaniu pokoju na świecie.
Rosjanie oznajmili, że tureckie zarzuty są bezpodstawne. Oględna była reakcja Sojuszu Północnoatlantyckiego, którego przedstawiciele wezwali Moskwę do „odpowiedzialnego postępowania i pełnego respektowania przestrzeni powietrznej krajów NATO”.
Nie można powiedzieć, by incydent negatywnie wpłynął na stosunki turecko-rosyjskie, te bowiem, z uwagi na przeciwstawne interesy obu stron na Bliskim Wschodzie, i tak są najgorsze od lat. Zestrzelenie samolotu w listopadzie ubiegłego roku zadało im kolejny cios. Sankcje, jakie Rosja nałożyła w rewanżu na Turcję, mają kosztować tamtejszą gospodarkę przynajmniej 10 mld dolarów.
[crp]