Zwolennik skrajnej nacjonalistycznej prawicy tureckiej napadł 17 czerwca na siedzibę Ludowej Partii Demokratycznej (HDP) w Izmirze. Zabił obecną na miejscu pracownicę biura, prawdopodobnie chciał pozbawić życia więcej ludzi. Jednak to HDP jest przedstawiana przez prezydenta Turcji jako zagrożenie, a jej pokazowy proces jej liderów ruszył w kwietniu w Stambule.
Mężczyzna wdarł się do partyjnego biura w dniu, gdy było w nim planowane zebranie. Nie wiedział, że odwołano je w ostatniej chwili. Najprawdopodobniej szykował masakrę – na miejscu mogło zjawić się kilkadziesiąt osób.
W biurze była jednak tylko Deniz Poyraz – kobieta zatrudniona przez partię jako pracownica biurowa (fot. powyżej). Napastnik zastrzelił ją z zimną krwią. Następnie podpalił budynek. Zaalarmowana policja przyjechała na miejsce, gdy było już po wszystkim. Działacze HDP z Izmiru po zamachu stwierdzili w mediach, że od dawna otrzymywali pogróżki i prosili o ochronę. Jak jednak wiadomo, lewicowa i demokratyczna partia jest uważana za zagrożenie dla władzy prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana i jego wizji konserwatywnej Turcji. Nikt nie został wysłany, by choćby przyjrzeć się sprawie gróźb.
Szary Wilk
Skrajny turecki nacjonalizm to ideologia, której hołduje MHP – Partia Narodowego Działania, koalicjant partii Recepa Tayyipa Erdogana gwarantujący mu większość w tureckim parlamencie. Ten fakt, jak i to, że HDP regularnie jest przedmiotem ataków ze strony prezydenta sprawił, że turecka opozycja jednoznacznie ocenia: to morderstwo, jeśli nawet nie było bezpośrednio zlecone, zostało zainspirowane przez władze i ich agresywną antykurdyjską retorykę.
Rzecz jasna działacze erdoganowskiej AKP oficjalnie potępiają zamach. Rzecznik prasowy partii Ömer Çelik zapewnił, że wszystkie okoliczności zdarzenia zostaną ustalone, a winni ukarani.
Zastraszanie opozycji
Zaledwie dzień wcześniej tureckie państwo dało do zrozumienia, że nie życzy sobie ani kurdyjskiej partii, ani lewicowej, świeckiej, równościowej opozycji. Przed gmachem sądu, gdzie odbywała się kolejna rozprawa w sprawie liderów HDP, oskarżonych o podżeganie do przemocy, zebrał się tłum wykrzykujący nacjonalistyczne hasła. Nawoływano do zabijania Ormian (w domyśle: Kurdów, jako nie-Turków, również), zebrani próbowali również zaatakować polityków HDP, którzy przyszli do sądu jako świadkowie w sprawie lub dla wyrażenia solidarności z uwięzionymi towarzyszami i towarzyszkami. Dopiero wtedy, gdy bezpośredni atak na zebranych działaczy, w tym posła Hüseyina Kaçmaza, wydawał się kwestią nie minut, a sekund, policja, dotąd obojętnie obserwująca zgromadzenie, interweniowała i zatrzymała najbardziej agresywnych nacjonalistów. Ich organizacjom jednak wiele ze strony służb nie grozi. Co innego Kurdowie czy lewicowa opozycja – ich aktywiści są zatrzymywani, wtrącani do więzień i traktowani jak terroryści.