Nowa turecka operacja przeciwko Kurdom może zacząć się w każdej chwili – poinformował Recep Tayyip Erdogan. Uderzenie na pozycje Powszechnych Jednostek Obrony (YPG) w północnej Syrii zaaprobował już zapytany o zdanie Donald Trump.
W imię dobrych stosunków z Turcją i niedopuszczania, by ta np. zacieśniła współpracę z Rosją, amerykański prezydent bez specjalnego wahania przystał na to, by Ankara uderzyła w oddziały kurdyjskie na wschodnim brzegu Eufratu w północnej Syrii. To obszar, na którym znajdują się również wojska amerykańskie. YPG do niedawna były przez Waszyngton uważane za formacje sojusznicze, otrzymywały od Amerykanów broń, a USA obiecywały Kurdom udział w zarządzaniu wschodnią Syrią.
Teraz jednak Recep Tayyip Erdogan zapowiada, że dosłownie „w każdej chwili” może rozpocząć się atak na Kurdów. – Rozmawiałem z Trumpem. Terroryści muszą opuścić wschodni brzeg Eufratu. Jeśli nie odejdą, usuniemy ich – powiedział prezydent Turcji w telewizyjnym przemówieniu, posługując się w odniesieniu do Kurdów typową retoryką. Wszystkie organizacje upominające się o samostanowienie tego narodu są w Turcji uważane za terrorystyczne.
#BREAKING Turkish President Erdoğan:”Now it’s time for the east of the Euphrates. I told last week that we are going to start a military operation in Syria.” pic.twitter.com/ruysE9DsN6
— EHA News (@eha_news) 17 grudnia 2018
W dalszej części wystąpienia Erdogan mówił o „korytarzu terroru”, jaki urządzili Kurdowie wzdłuż turecko-syryjskiej granicy. Zasugerował, że jedynie amerykańska mediacja – zakończona oczywiście wycofaniem się Kurdów ze wskazanego przezeń obszaru – mogłaby powstrzymać go przed rozpoczęciem operacji na terytorium Syrii.
Gdyby armia turecka jednak podjęła działania, będzie wspierana przez jedno ze zgrupowań syryjskiej islamistycznej opozycji, która nadal utrzymuje się w prowincji Idlib w zachodniej części kraju. Nie ma tu zaskoczenia – tamtejsi dżihadyści przetrwali do dziś dzięki tureckiemu wsparciu. Także poprzednia turecka interwencja w Syrii, wymierzona w kurdyjską enklawę w Afrinie, była w znacznej mierze wykonana rękami przegranych gdzie indziej bojowników dżihadu, także spod sztandarów Państwa Islamskiego. W zdobytym Afrinie doszło do czystki etnicznej (wymuszonych wysiedleń Kurdów, a także zabójstw i porwań miejscowych aktywistów), a także do masowych grabieży i niszczenia mienia mieszkańców.