Kurdowie nie mieli wyjścia – zostawieni przez Amerykanów na pastwę losu, wobec trwającej tureckiej inwazji na Rożawę zawarli porozumienie z rządem w Damaszku. Nie oznacza ono jednak, że całe terytorium dotąd autonomicznie zarządzane przez Kurdów przejdzie pod całkowitą kontrolę Baszszara al-Asada. Tymczasem rozpoczęła się ofensywa tureckich najemników na Manbidż – miasto wyzwolone w 2016 r. przez Kurdów z rąk Państwa Islamskiego.

Jak informują media z Rożawy, porozumienie na charakter czysto wojskowy, dotyczy ochrony granicy państwowej Syrii i nie oznacza zmiany władzy w syryjskim Kurdystanie.

Syryjska Armia Arabska ma zająć stanowiska na granicy wyłącznie między Ras al-Ajn (kurd. Sere Kanije) i Al-Malikijją (Dajrik) oraz między Kamiszlo a Tall Abjad (kurd. Gire Spi), natomiast nie będzie obecna w głębi syryjskiego Kurdystanu, gdzie sprawami bezpieczeństwa, obronności i porządku nadal mają zajmować się sami Kurdowie. Umową nie objęto Ras al-Ajn oraz Tall Abjad, gdyż trwają tam walki; Turcja twierdzi, że całe Ras al-Ajn ma już pod swoją kontrolą. W porozumieniu z al-Asadem podkreślono również, że Kurdowie domagają się, by terroryści z Państwa Islamskiego, którzy obecnie znajdują się w aresztach i więzieniach w Rożawie zostali wysłani z powrotem do krajów pochodzenia (państwa europejskie nie chcą przyjmować swoich obywateli-terrorystów) lub osądzeni przez trybunał międzynarodowy. Kurdowie chcieliby również, by Rożawa została ogłoszona strefą zakazu lotów. Gdyby faktycznie uniemożliwić Turcji przeprowadzanie nalotów i bombardowań z powietrza, zdaniem kurdyjskich dowódców wynik walk na lądzie mógłby być korzystny dla obrońców Rożawy.

Już w niedzielę wojska syryjskie pojawiły się w Tall Tamar, 35 km na południowy wschód od Ras al-Ajn, przy autostradzie M4, która była celem ataku opłacanych przez Erdogana skrajnie fundamentalistycznych islamskich bojówkarzy. To właśnie na tej drodze doszło do głośnego mordu na kurdyjskiej polityczce Herwin Chalaf, którą w sobotę islamscy fanatycy wyciągnęli z samochodu, a następnie ukamienowali.

W poniedziałek tymczasem rozpoczęła się ofensywa w kierunku Manbidżu – miasta, które w 2016 r. Kurdowie wyrwali z rąk Państwa Islamskiego, wtedy jeszcze wspierani przez Amerykanów. Działania prowadzi Syryjska Armia Narodowa, czyli zbiór mniejszych zbrojnych formacji, w większości o ekstremistycznym profilu, na żołdzie tureckim. W Manbidżu znajduje się kilkuset bojowników Syryjskich Sił Demokratycznych, od 2018 r. na peryferiach miasta znajdują się jednostki armii syryjskiej, które obecnie, w związku z porozumieniem Kurdów z Damaszkiem, miałyby do niego wkroczyć. Jak jednak donosi „Al-Dżazira”, dotąd uniemożliwiała im to obecność w Manbidżu oddziałów amerykańskich. Tymczasem turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan zapowiedział, że żadne międzynarodowe naciski nie skłonią go do przerwania operacji przeciwko Rożawie.

Dowództwo Syryjskich Sił Demokratycznych nazywa porozumienie z al-Asadem (a więc także z jego protektorem, Rosją) „bolesnym”. Wie jednak, że w obecnej sytuacji nie ma wielkiego pola manewru. – Jeśli musimy wybrać między kompromisem a ludobójstwem naszego ludu, z pewnością wybierzemy życie naszego ludu – powiedział dowódca SDF Mazlum Kobani.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
    1. A nie zastanowiłeś się – choć przez chwilkę – że jest to zaplanowane, uzgodnione wcześniej działanie, które ma przywrócić władzę Damaszku nad zrewoltowanymi terytoriami gdzie USA zakładało ,,państwo kurdyjskie”? Sytuacja była groźna dla Turcji samym swoim istnieniem, tam tez jest duża społeczność kurdyjska. Niewygodna również dla Damaszku,bo owo ,,państwo” zajmowało znaczną część terenów roponośnych. USA również miało opory przed zabraniem swoich zabawek z obcego terytorium.
      I problem nagle sprytny Turek rozwiązał.
      USA nawiewa aż się kurzy (mają dobry pretekst aby zmyć ie z zachowaniem twarzy), YPG zostanie rozbite i nie będzie jakiś czas stanowiło militarnego zagrożenia dla Turcji i Syrii. Tereny wrócą pod władzę Asada, a Kurdowie będą spokojnie tam sobie mieszkać nie próbując wojować o jakieś mityczne ,,państwo”.
      Zginie trochę cywilów i bojowników, jednak i z YPG i resztek ISIS nie zostanie nic poza pojedynczymi osobnikami.
      Tak wygląda polityka w dzisiejszych czasach. I nic w tej materii się nie zmieniło od lat gdy Austria i Prusy wywoływały różnymi machinacjami powstania w zaborze rosyjskim, na których najgorzej wychodzili Polacy.
      Słowem wszyscy (oprócz bojowników YPG) będą zadowoleni.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…