„Mam nadzieję, że Afrin upadnie dziś wieczorem, jeśli Bóg zechce ” – powiedział wczoraj w wystąpieniu telewizyjnym prezydent Turcji Recep Erdogan, wódz jednej z największych armii NATO, która w styczniu napadła na Afrin, kanton autonomii kurdyjskiej w Syrii. Mówił o stolicy tego regionu, mieście już niemal całkowicie otoczonym przez tureckie wojsko i pronatowskich dżihadystów z Syrii. „Zdaje się, że Erdogan śni na jawie” – odpowiedział rzecznik Redur Chalil, rzecznik YPG (kurdyjskich Ludowych Jednostek Ochrony) broniących miasta.
Kancelaria prezydenta Erdogana wyjaśniła potem, że chodziło mu o „otoczenie”, a nie upadek miasta, bronionego przez YPG, syryjskie wojsko i arabskich oraz kurdyjskich mieszkańców. Dziś rano jeszcze ostatnia droga łącząca miasto Afrin z resztą Syrii należała do obrońców. Ciagną nią sznury uchodźców, kobiet i dzieci uciekających przed turecką inwazją. Turcy bombardowali ją minionej nocy, lecz do tej chwili nie zdobyli.
Sytuacja w mieście jest bardzo trudna. Od początku tureckiej agresji ściągnęły doń setki tysięcy uchodźców z innych, stopniowo zdobywanych przez Turków części kantonu. „Sytuacja humanitarna jest katastrofalna, mimo naszych wysiłków” – przyznała wczoraj współprzewodnicząca Rady Wykonawczej Afrinu Heve Mustafa. „Mamy olbrzymie braki personelu lekarskiego, lekarstw, ekwipunku medycznego. Czasem ranni umierają z tego powodu” – poinformowała przez telefon satelitarny.
W bombardowanym mieście nie ma elektryczności i przede wszystkim wody, od kiedy armia turecka zniszczyła zbiorniki retencyjne zaopatrujące Afrin. „Administracja autonomiczna nie ma ani środków, ani doświadczenia, by stawić czoło takiemu kryzysowi”- powiedział rzecznik prasowy YPG w Afrinie Rezan Hedo. Pytany o sytuację na froncie odpowiedział, że „żołnierze YPG bronili granic przez ponad 50 dni, są nieludzko zmęczeni. Stosunek sił jest nierówny: Turcy mają samoloty, są dużo liczniejsi i lepiej uzbrojeni”.
Tym niemniej Afrin ma zamiar się bronić. Wśród mieszkańców panuje obawa „masakry” ze strony armii tureckiej i towarzyszących jej dżihadystów. Do tej pory Turcy zrównali z ziemią ponad 100 miejscowości kantonu. „Nie mamy żadnego strategicznego sojusznika (…), Amerykanie nas opuścili, byliśmy dla nich tylko narzędziem” – powiedział Hedo.
Wcześniej kurdyjskie siły zbrojne zawarły sojusz z USA, by zdobyć syryjską stolicę Państwa Islamskiego Rakkę. Turcja zaatakowała Afrin, bo uważa YPG za „terrorystów” ze względu za ich polityczną bliskość z Kurdami tureckimi, chce też zlikwidować autonomię Rożawy. Afrin był w czasie syryjskiej wojny oazą spokoju, miejscem ucieczki dla uchodźców, nigdy nie zaatakował Turcji.