Kurbankuły Berdymuchammedow został po raz trzeci wybrany na prezydenta Turkmenistanu. Polityk, który nie krępuje się wznosić sobie pomników za życia, zgodnie z przewidywaniami otrzymał niemal 100 proc. poparcie głosujących.
Organizacje broniące praw człowieka już przed wyborami biły na trwogę, że władza w Aszchabadzie nie pozwoliła prowadzić kampanii wyborczej rywalom panującego przywódcy, a zatem elekcja nie będzie wolna i uczciwa. Trudno temu zaprzeczyć. Wolność polityczna jest w Turkmenistanie kategorią względną. Co prawda Berdymuchammedow rozluźnił nieco represyjny charakter państwa po tym jak objął władzę w 2006 roku, jednak ugrupowania opozycyjne nie mają dostępu do mediów, a niezależne tytuły są prześladowane przez służby bezpieczeństwa. Strach przed gniewem władzy powoduje, że urzędujący prezydent nie miał praktycznie żadnych przeciwników na drodze do drugiej reelekcji. Według oficjalnych wyników ogłoszonych przez komisję wyborczą otrzymał ponad 97 proc. głosów.
Kurbankuły Berdymuchammedow był jednym z najbliższych doradców słynnego Turkenbaszy (ojca wszystkich Turkemnów), czyli Saparmurada Nijazowa, prezydenta Turkmenistanu w latach 1991-2006, a wcześniej sekretarza tamtejszej Republiki Radzieckiej. Obecny prezydent przez wiele lat był nadwornym stomatologiem Turkenbaszy, a dzięki politycznej zręczności stał się pierwszym w kolejne do sukcesji. Po niespodziewanej śmierci Nijazowa został mianowany prezydentem Turkmenii. Jego pierwszą decyzją było zakończenie kultu jednostki, zbudzenie pomników „Ojca” i nieznaczne rozszerzenie wolności obywatelskich. Wkrótce potem zaczął jednak stawiać własne monumenty i budować swój kult, na podobieństwo poprzednika. Według Human Rights Watch „w Turkmenistanie żadne jeszcze wybory nie były wolne ani uczciwe i te niedzielne nie były wyjątkiem od reguły”.
Wysokie poparcie dla Berdymuchammedowa, wbrew temu co sugerują liberalni publicyści, nie wynika wyłącznie ze strachu przed represjami. Słabość opozycji jest efektem skutecznej, wieloletniej polityki turkmeńskiej władzy. Redystrybucja ogromnych zysków ze sprzedaży gazu ziemnego przyczyniła się do wysokiego poparcia, najpierw dla Nijazowa, potem dla jego następcy. Obecnie jednak gospodarka przeżywa kryzys, wynikający ze zmiany warunków umowy z Chinami, głównym importerem turkmeńskiego gazu, które nie płacą obecnie Aszchabadowi za dostawy, pobierając należność za wcześniej udzielone kredyty.