No mam pewien problem z dzisiejszą manifestacja pod wezwaniem Donalda Tuska. Nie, nie mam żadnych wątpliwości co do własnej oceny wyroku, za przeproszeniem, Trybunału Konstytucyjnego. Owszem, jestem zdania, że Unia powtarza błąd pośpiechu, nie uwzględniając przywiązania ludzi do państw narodowych. Nie ma w tej chwili znaczenia, czy potępimy ich bezrefleksyjnie twierdząc, że są po prostu głupi, zacofani i niewarci starań prawdziwych Europejczyków, prowadzących ich w świetlaną przyszłość, czy też nachylimy się z troską, zastanawiając, gdzie popełniono błąd, że wciąż nie chcą zrezygnować ze swej, jakkolwiek rozumianej, tożsamości. Oni po prostu są. I kiep ten z polityków, kto nie chce tego zaakceptować.
Tak, Unia jest najciekawszym projektem powojennej Europy i nie należy z niego pochopnie rezygnować. Błędem byłoby czynić cokolwiek, co przyczyni się do jej rozpadu. To nawet nie o to chodzi, że w obecnym kształcie, kierunku rozwoju, sojuszach jest nie do zaakceptowania przez ludzi obdarzonych choćby szczątkowa wrażliwością społeczną. Rozwalać jej nie należy. Zmieniać – koniecznie. I to jak najszybciej.
Zatem współodczuwałam razem z ludźmi na placu Zamkowym w Warszawie i innych wielkich miastach Polski. Ale całkiem utożsamić się z nimi było mi trudno. Nie tylko dlatego, że nie mam ochoty na powrót Polski neoliberalnej, a tylko takiej chcą zwolennicy Tuska i jego kolegów. Raziło mnie też, że obok siebie występowali ludzie, którzy amputowali sobie pamięć, by powiedzieć przed mikrofonem paru słów i otrzymać oklaski.
Nie będę znęcać się na Arłukowiczem, któremu całkowicie bezpodstawnie wydawało się, że ma talent konferansjera, podczas gdy wyszła mu świetnie rola błazna. Zostawmy to. Co jednak musi mieć w głowie Leszek Miller, by stanąć obok ludzi, którzy jego pluli mu w twarz, odmawiali praw przysługujących wszystkim innym, montowali wobec jego kolegów śmierdzące prowokacje? Co go skłoniło, by przemawiać z tej samej trybuny, na której występował Leszek Moczulski? To on nazwał Millera i jego kolegów płatnymi pachołkami Rosji. Teraz zresztą ten nieszczęsny starzec też snuł swoje przerażające wizje otoczonej zewsząd wrogami Polski, mające pokrycie jedynie w jego wyobraźni.
Wiem, powiecie mi, że to tylko dobrze świadczy o Tusku i idei zgromadzenia na pl. Zamkowym w stolicy, że pojawili się obok siebie ludzie z tak różnymi poglądami. Nie zgadzam się. Uważam, że są słowa i czyny, które wznoszą nieprzebyte ściany miedzy ludźmi. Składają się na nie podłość i świństwa. Ktoś, kto ich nie zauważa, w zależności od potrzeb politycznych, nie ma kręgosłupa. Ani kwalifikacji, by pouczać mnie, co jest słuszne, a co nie.
Tuskowi nie udało się zebrać w jednym miejscu całej opozycji. Tym samym nie udało mu się stać symbolem antyrządowej opozycji, na co, jak się zdaje, miał ochotę. Ani Szymon Hołownia, ani Władysław Kosiniak-Kamysz nie chcieli mu tego ułatwić, więc się nie pojawili w Warszawie. Musi się bardziej postarać.