Może zacznijmy od tego, że normalnie nie czytam „Newsweeka”. Uważam ten tygodnik za prawacki ściek, neoliberalną ekstremę, prostacką machinę do ogłupiania polskiego społeczeństwa. No ale są jednak takie momenty, gdy człowiek, mimo wszystko, chce przejrzeć, przeczytać, ogarnąć – co tam ci idioci napisali. I tak było tym razem, gdy (redaktor naczelny) Tomasz Lis zamieścił taką oto zajawkę:
W najnowszym Newsweeku o tym co musi zrobić Donald Tusk by pokonać Kaczyńskiego oraz PiS i ocalić demokracje. Najważniejsze- ten wybitny przywódca partyjny i polityczny musi się stać przywódcą narodowym, wyrazicielem i rzecznikiem aspiracji, marzeń oraz pragnień narodu. pic.twitter.com/dYifvZuMEl
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) February 13, 2022
„W najnowszym Newsweeku o tym co musi zrobić Donald Tusk, by pokonać Kaczyńskiego oraz PiS i ocalić demokracje. Najważniejsze – ten wybitny przywódca partyjny i polityczny musi się stać przywódcą narodowym, wyrazicielem i rzecznikiem aspiracji, marzeń oraz pragnień narodu”.
Hu-hu! Wodzu Tusku! Prowadź! No, dajesz, dajesz!!! No więc ów „Newsweek” kupiłem… i się nie zawiodłem!
Powiedzieć, że Tomasz Lis jest fanatykiem Donalda Tuska, to jakby nic nie powiedzieć. On jest jego wyznawcą. Lis w artykule pt. „Tusk, my, naród” dokładnie nakreśla dziejową rolę swojego „boga” (tj. Tuska). Na czterech stronach nakreśla to, jaki ma być Tusk – a słowa musi/powinien padają ponad 50 razy.
Zatem – zdaniem Lisa – Tusk ma być taki jak Jan Paweł II w czasach swego pontyfikatu, jak Józef Piłsudski w okresie wojny polsko-bolszewickiej, jak Władysław Gomułka w 1956, jak Lech Wałęsa w sierpniu 1980 itd.
Tusk ma być bohaterem, ma być wodzem, bo tak chce pan Tomasz Lis! Tusk jest dobrem, Tusk jest prawdą, Tusk jest nadzieją. A kto w to nie wierzy – ten zdrajca, socjalista, lewak, komuch, bolszewik! Vivat Tusk, Tusk, Tuuuuuusk!
A co z koalicjantami? Co z programem? Co z koncepcją? A no pan Lis odpowiada wprost:
„Tusk musi uciec z partyjnego pola gry i zdefiniować własne pole bitwy. Ma w naszej lidze swój ukochany klub, ale ligowa młócka będzie go na dłuższą metę męczyć i osłabiać.
Jego przeznaczeniem jest stoczenie decydującej batalii na Stadionie Narodowym.
Tylko na nim może rzucić rękawicę w twarz Kaczyńskiemu, tylko na niej [sic!] może stoczyć decydującą bitwę o Polskę. Nie za pomocą 167-punktowego programu wyborczego, którego detale interesują tylko twórców i z przykrego obowiązku są przeglądane przez dziennikarzy. On nie może być detalistą. Detale narodu nie porwą. Nawet księgowych nie porywają. A jeśli już potrzebny jest program, to program anty-PiS+, lecz nie w sensie więcej niż anty-PiS, lecz dalece wykraczający poza anty-PiS”
Czyli – jak twierdzi Lis – program nie jest istotny, a liczy się tylko propagandowe pierdolenie, wizja Wielkiej Polski i zero konkretów. Ciekawe… Hmmm… Ale dlaczego od lat zwycięża PiS, który przedstawia program i go realizuje? Prawacka frakcja postpolityki z PO nie ogarnia, że ludzie nie wyżyją z czystej propagandy, a z materii, przychodu, pieniędzy? Nie da się już wygrywać wyborów, jedynie robiąc ludzi w wała (np. puszczając żałosną bajeczkę o „zielonej wyspie”).
Oczywiście, większość wyborców PO, to ludzie skrajnie zmanipulowani, podlegli prawicowo-neoliberalnej hegemonii, lecz poza nimi żyją też jednostki odczuwające skutki polityki gospodarczej PiS i PO na własnej skórze – a większość z nich ostatecznie wybierze tę bardziej opłacalną frakcję, czyli PiS…
POPiS – pana Lisa i Sakiewicza – łączy jednak jedno: wstręt do postępu, równości i sprawiedliwości społecznej. Więc mam nadzieję, że za jakiś czas znów POPiS stanie się jednością (największym blokiem na prawicy) i odpierdoli się od ludzi, których interesów nigdy nie reprezentował.
A pan Tomasz Lis może niech przestanie publikować takie erotyki o Tusku (na łamach powszechnie dostępnej prasy), bo wygląda to co najmniej żałośnie. Poza radykalnymi wyznawcami – nikt tego nie kupi.