Po informacjach sprzed trzech dni o deklaracji Trumpa i Macrona, by zaprosić Rosję na szczyt G7, głos zabrał przewodniczący Rady Europejskiej, by oznajmić, że zrobi wszystko, by przekonać polityków, by Rosji w żadnym wypadku nie zapraszać.
Tusk skomentował w ten sposób słowa amerykańskiego prezydenta, by ponownie włączyć Rosję w skład szczytu G7 i w ten sposób zaakceptować przyłączenie Krymu.
„Pod żadnym pozorem nie możemy zaakceptować tej logiki” – oświadczył Donald Tusk.
Tusk argumentował, że nie ustały powody, dla których Rosję wykluczono w 2014 r. z grona najbardziej rozwiniętych gospodarek świata, związane z Krymem i aktywną rolą Rosji w konflikcie na wschodzie Ukrainy.
Wystąpienie Tuska w jednoznacznej opozycji do amerykańskiego prezydenta jest kolejną odsłoną ciągu chłodnych relacji między Unią a USA. Propozycja Trumpa poparta przez prezydenta Francji po ostatnim jego spotkaniu z Putinem mogła zachwiać zachodnią jednością skierowaną na odepchnięciu Rosji od świata zachodniego. Tak zresztą skomentował swoją aktywność sam Tusk twierdząc, że najbliższy szczyt G7 we francuskim Biarritz będzie niezwykle trudny w sensie właśnie utrzymania jedności w łonie G7.
Tusk rzucił też niejako w opozycji do pomysłu Trumpa ideę, by na G7 zaprosić Ukrainę, oczywiście w roli gościa (Ukraina jest jednym z najbiedniejszych krajów Europy), w celu wysłuchania opinii nowego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Przepychanki między UE a USA wokół Rosji są tylko jednym z aspektów trudnych relacji między tymi partnerami po tym, jak Trump zapowiedział, że USA podniesie cła na francuskie wina, a Tusk obiecał francuskim politykom unijną lojalność, cokolwiek to w rozumieniu Tuska oznacza.
Ze swojej strony Rosja odniosła się do idei powrotu do G7 spokojnie: Putin nazwał „pożytecznymi” kontakty z krajami „siódemki”, ale zaznaczył, że powrót do tej organizacji nie jest dla Rosji „najważniejszym celem”.