29-letniej mieszkanka Lublina w październiku została męczennicą całej ksenofobicznej Polski – zgłosiła się na komisariat twierdząc, że została napadnięta i pobita przez uchodźcę. Okazało się jednak, że historię zmyśliła na potrzebę emocjonalnej rozgrywki ze swoim partnerem.
Marta K. w październikowy wieczór wracała do domu z imprezy. Według wersji wydarzeń, którą zaprezentowała przed policjantami i która została następnie opublikowana w internecie, podczas tego powrotu miało dojść do napaści, której sprawcą był ponoć mężczyzna o południowym typie urody. „Prawdopodobnie Turek lub coś podobnego, bo to tałatajstwo wygląda podobnie” – relacjonował na grupie „Spotted Lublin” Piotr. T. – kolega i współlokator Marty K.
Autorzy historii utrzymywali również, że znają motyw działania sprawcy. Miała być to zemsta za zdarzenie z poprzedniego wieczoru, kiedy wracającą do domu Emilię J. – kolejną współlokatorkę wymienionych bohaterów – miał „śledzić” ten sam mężczyzna. Według przedstawionej śledczym wersji wydarzeń, intruz został przegoniony przez kolegów 22-letniej dziewczyny, a następnego dnia powrócił i zaatakował Martę K.
Piotr T. rozpoczął na Facebooku kampanię nienawiści skierowaną przeciwko imigrantom. „Chciałbym pozdrowić każdego, kto jest za tym, by wpuszczać imigrantów z Bliskiego Wschodu do Europy. Pomyślcie ludzie, że to wasza córka, żona lub siostra mogłaby być na miejscu moich koleżanek” – grzmiał mężczyzna w komentarzach pod wpisem. Przez kilka kolejnych dni licząca ponad 60 tys. członków grupa była wylęgarnią odwetowych i rewanżystowskich emocji. Niektórzy internauci byli gotowi organizować bojówki, których zadaniem byłoby namierzanie i katowanie przechodniów wyglądających na przybyszy z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Prawda wyszła na jaw, kiedy Marta K. zaczęła się dziwnie zachowywać podczas skłania zeznań na komisariacie kilka dni później. W końcu przyznała, że historię o napadzie zmyśliła, aby wyjaśnić swojemu partnerowi, skąd się wzięły na jej ciele zadrapania. W rzeczywistości powstały one podczas spotkania z jej byłym chłopakiem. – Doszło do nieporozumienia i szarpaniny. Kobieta wpadła w krzaki, poraniła sobie ręce. W strachu przed reakcją obecnego chłopaka zmyśliła całą historię – powiedział „Wyborczej” Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. – Obcokrajowiec [rzekomo namierzony przez internautów – P.N.] nie mógł zaatakować 29-latki, bo w chwili rzekomego napadu przebywał on w swoim hotelu – wyjaśnił policjant.
Obcokrajowcem, który poprzedniego dnia miał rzekomo „śledzić” Emilię J. był 22-letni Meksykanin, który za zgodą dziewczyny próbował ją odprowadzić do domu, po tym jak w klubie była zaczepiana przez kilku mężczyzn. Po drodze spotkali jednak Piotra T. i jego kolegę Mariusza L., którzy uczynnego latynosa dotkliwie pobili.
Historie podane przez Martę K. i Piotra T. były zatem w całości nieprawdziwe. Kobieta usłyszy zarzut składania fałszywych zeznań oraz powiadomienia policji o przestępstwie, którego nie było. Może za to spędzić w więzieniu nawet trzy lata. Śledczy zajęli się również pobicia. Mariusz L. przyznał się do winy i zamierza dobrowolnie poddać się karze. – Piotr T. natomiast idzie w zaparte i wciąż utrzymuje, że nie brał udziału w napaści. Drugi natomiast obecnie zaprzecza, że kogokolwiek pobił. Mężczyzna twierdzi, że krzyczał jedynie w kierunku Meksykanina „Go away brudasie”, jednak nie miał na myśli niczego złego.
[crp]