Kolejne europejskie kraje zakazują kobietom noszenia burek i nikabów. Niedawno Szwajcaria na drodze referendum podjęła decyzję o całkowitym zakazie noszenia zasłony twarzy w miejscach publicznych. Wczoraj Francja zakazała muzułmańskim matkom uczestniczenia w szkolnych świętach i wycieczkach.
Pod pozorem laicyzacji i źle pojmowanej walki o podmiotowość kobiet, wykluczono właśnie setki z nich z życia społecznego, z życia swoich dzieci i towarzyszenia im w ważnych szkolnych wydarzeniach.
Zwolennicy tej decyzji mówią, że niosą kaganek oświaty i wolność, dają kobietom prawa, nawet gdy te o nie nie proszą. Tylko czy zakaz spowoduje, że muzułmanki porzucą islam, momentalnie zerwą z tradycją i naciskami rodziny, a potem wyjdą na ulice w krótkich sukienkach i z kwiatami we włosach? Czy raczej spowoduje, że te kobiety znikną? Z jednej strony presja religii i środowiska, z drugiej presja państwa, która zmusza je do życia wbrew zasadom i przyzwyczajeniom. Czy w praktyce ta obiecana wolność nie stworzy im jeszcze większego więzienia?
Politycy kolejnych krajów twierdzą, że walczą z islamskim fundamentalizmem, z terroryzmem. Tymczasem to nie terroryzm zostanie ukrócony i zwyciężony. To prawa kobiet zostaną podeptane. Zakaz który dotyczy burek i nikabów, czyli muzułmańskich strojów, które całkowicie lub prawie całkowicie zasłaniają twarz, jest dyskryminacją i całkowitym wykluczeniem z życia społecznego i dostępu do przestrzeni publicznej.
Islam z naszej, „europejskiej” perspektywy ciemięży kobiety, czyniąc je osobami „drugiej kategorii”. Oburzamy się, słysząc o zakazie wychodzenia z domu bez opieki mężczyzny, obowiązkowych chustach czy nawet zasłonach. Dla wielu z nich na pewno jest to opresja. Ale czy dla wszystkich? Czy nie powinno się raczej przez edukację dążyć do zmian społecznych i liberalizacji podejścia do religii? Tym bardziej, że muzułmański świat nie jest jednolity. Ultrakonserwatywna interpretacja prawdy wiary obowiązująca w Arabii Saudyjskiej ma niewiele wspólnego z praktyką życia w Libanie czy Egipcie, nie mówiąc już o Indonezji czy Azji Środkowej. Muzułmańskie kobiety dorobiły się swoich ruchów feministycznych, które wzywają do zrywania zasłon, jak i takich, które hidżabów broniły. Potrafią o sobie decydować bez zachodnich wybawicieli. A jeśli państwa, w których żyją muzułmańskie społeczności, chcą już odegrać pozytywną rolę, to czy… nie powinny raczej systemowo wspierać kobiet, które postanowią się z wyrwać z toksycznej sytuacji i opresyjnej rodziny (tak samo, jak powinno wspierać kobiety uciekające od bijących mężów-katolików), zamiast zakazywać praktyk religijnych? Zapominamy, że dla wielu kobiet religia jest czymś ważnym, a burka daje poczucie bezpieczeństwa i jest wyborem. Dla nas ten wybór może być głupi, zły i niezrozumiały. Ale czy mamy prawo decydować za nie? Czy religijna, oznacza głupsza?
Znowu mężczyźni mówią kobietom, co jest dla nich dobre, co jest właściwe, i pańskim gestem zwracają im wolność od ich religii, przekonań, stylu życia. Przymusowa laicyzacja odniesie odwrotny skutek. Zakaz praktyk religijnych zrodzi opór i w praktyce uwięzi religijne kobiety w domach. We Francji również dziewczynkom do 18 roku życia zakazano noszenia hidżabu. Francuska szkoła jest świecka i świeckie mają być dzieci do niej uczęszczające. O ile zakaz symboli religijnych w przestrzeni publicznej jest w pełni zasadny, tak zabranianie ludziom, w tym dzieciom, manifestowania ubiorem swoich przekonań jest, moim zdaniem, nadużyciem. Wczoraj we francuskim parlamencie senator Hérault Christian Bilhac powiedział, że „nie do rodziców należy narzucanie dzieciom dogmatów”. Narzucanie dogmatów, czyli w praktyce wychowywanie dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami światopoglądowymi i religijnymi. Wedle jakich reguł wolno zatem wychowywać dzieci? Prawo wyraźnie mówi, że przemoc wobec dzieci jest zakazana, i nawet jeśli jakaś religia uważa, że dziecku dobrze zrobią klapsy, to mamy tu jasną sytuację. Nie wolno i koniec. Ale gdzie jest granica naszego prawa do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami i wiarą, że dajemy im to co najlepsze, i przekazujemy system wartości? Jeśli nie rodzice, to kto ma wychowywać dzieci i tłumaczyć im świat? Całe szczęście dzieci dorastają i weryfikują poglądy rodziców, żyją inaczej, podejmują inne wybory. Ale czy systemowe zakazy i narzucenie jednego, świeckiego dogmatu jest rzeczywiście takie dobre dla wszystkich?
Laicka Francja ze swoim dogmatem świeckości nie różni się wtedy niczym od Arabii Saudyjskiej, z jej surowym prawem koranicznym, którego nie sposób obejść.