Zdjęcie Bojana Stanisławskiego

Polska rzeczywistość przyzwyczaiła nas już do typowych dla niej trzecioświatowych zjawisk. Wiele z nich umyka uwadze nawet uważnych jej obserwatorów. Czasem jednak trafiają się kwiatki, które nie tylko budzą niedowierzanie, ale także rodzaj szczególnego zażenowania, jak przy oglądaniu kiepskiego serialu. Warto się nad takimi przypadkami pochylić, póki nie stały się one jeszcze zupełnym standardem i budzą jednak jakieś, choćby marginalne, kontrowersje.

Asumpt do takich przykrych odczuć dała nam prestiżowa polska uczelnia – Uniwersytet Warszawski. Wydział Prawa i Administracji UW opublikował ogłoszenie, z którego wynika, iż poszukuje doktoranta, posługującego się sześcioma (sic!) językami i oferuje mu zatrudnienie przy projekcie badawczym za zawrotną sumę tysiąca złotych miesięcznie. Kandydat powinien być aktualnie uczestnikiem studiów doktoranckich w zakresie archeologii lub historii oraz znać sześć języków: grekę, łacinę, angielski, francuski, niemiecki i włoski. Konieczny jest warsztat epigraficzny, mile widziana jest znajomość prawa rzymskiego. Umowa, ma się rozumieć cywilno-prawna, czas trwania projektu szacuje się na trzy lata.

Dzięki ogromnemu wysiłkowi związków zawodowych oraz populistycznym zapędom PiS, udało się w ostatnich latach w Polsce zmienić nieco dyskurs dotyczący rynku pracy i „śmieciówek”. Do przestrzeni publicznej przedostawać się zaczęły głosy oburzenia na drastycznie niskie stawki, zwłaszcza połączone z wyśrubowanymi wymaganiami. Wydział Prawa i Administracji UW stał się niemal natychmiast obiektem krytyki i hejtu.

Fakt, iż tego rodzaju „oferta pracy” wypłynęła z ważnego ośrodka akademickiego, nie może szczególnie dziwić, zważywszy na kompletną dewastację rynku pracy w Polsce. W osłupienie wprawia zupełnie co innego – reakcja autorów tego feralnego ogłoszenia.

„Wyjaśnienie w sprawie ogłoszenia na stronie WPiA” popełniła pani Maria Nowak z Wydziału Prawa i Administracji. Krótki, kompromitujący tekst, który można przeczytać na witrynie internetowej UW, jest kwintesencją patologii nie tylko polskiego rynku pracy, ale także świadectwem zupełnego upadku elementarnej kultury akademickiej i kultury w ogóle, w jej ogólnospołecznym wymiarze.

Pani Nowak już w pierwszym zdaniu uprzejmie umywa ręce od wszelkiej odpowiedzialności, a winą za „nieporozumienie” obarcza niedostateczną sprawność poznawczą przypadkowych odbiorców tego ogłoszenia. Autorka „Wyjaśnienia” oznajmia, iż zgadza się, że „zatrudnienie kogoś z pensją 1000 złotych na miesiąc byłoby dziwacznym pomysłem” i brnie w paskudną spychologię odpowiedzialności: winne są mianowicie regulaminowe zapisy Narodowego Centrum Nauki. W ostatnim akapicie zaś p. Nowak, po tym jak już umyła ręce, postanawia zdyskwalifikować nasze uwagi dotyczące drastycznej dysproporcji pomiędzy poziomem wynagrodzenia, a wymaganiami: „Jeżeli w końcu chodzi o wymagania, są one oczywiście wysokie, ponieważ nauką w ogóle zajmują się ludzie dobrze wykształceni”.

Podsumowanie zaś wygląda następująco: „Przykro mi, że ogłoszenie wywołało tyle negatywnych emocji. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić, z czego wynikają podane warunki”.

Szanowna Pani!

Skoro już tyle krytycznych uwag byłą Pani uprzejma odprawić pod adresem moim i ludzi o zbliżonej wrażliwości etycznej, proszę pozwolić, że teraz ja coś Pani wytłumaczę.

Zacznę od końca. Ostatnie dwa zdania sformułowanej przez Panią odpowiedzi dowodzą, iż niczego Pani nie zrozumiała z płynącej zewsząd krytyki. Otóż, proszę sobie wyobrazić, nikogo nie obchodzi, czy jest Pani przykro i nikt nie oczekiwał wyjaśnień „z czego wynikają podane warunki”, jak zgrabnie była to Pani uprzejma ująć. Nie interesuje też nikogo regulamin NCN, czy warunki finansowania projektu. To Wydział Prawa i Administracji sformułował i umieścił to ogłoszenie i to na tej jednostce spoczywa odpowiedzialność za tę kompromitację. Z Pani odpowiedzi wynika, iż nie tylko nie brak Wam wstydu, by tego rodzaju „ofertę” umieścić, ale starczy Wam bezczelności i tupetu, by demonstrować reakcje poniżej poziomu krytyki. Sam już nie wiem, czy to bardziej tzw. cebulactwo połączone z elementami osobowości Janusza Biznesu, czy po prostu katastrofa kulturowo-poznawcza.

Zastosowana przez Panią prymitywna technologia „to nie ja” i fakt, iż ktoś zezwolił Pani na umieszczenie podobnych treści na stronach UW, świadczy po porostu o kompletnej ignorancji. Uwagi, jakoby szeroka publiczność nie rozumiała, iż w obszarze akademickim pracują wykształceni ludzie i sugestia, z której wynika, iż standardem na UW jest doktorant o podobnych kwalifikacjach lingwistycznych pracujący, nawet dodatkowo, za 1 tys. zł – to  po prostu niewiarygodny skandal. Sam porozumiewam się płynnie w czterech językach i znam wiele osób o podobnych kompetencjach. Nikt szanujący się nie zdecyduje się na żadną odpowiedzialną pracę wykorzystującą cały ten potencjał za tysiąc złotych. Nawet jeśli miałaby to być praca dodatkowa. Szukacie więc desperata albo frajera, co doprawdy nie licuje z dostojeństwem placówki, którą Pani reprezentuje.

Następnym razem proponuję całemu Waszemu gremium poświęcić wymaganiom instytucji, z którymi współpracujecie, trochę więcej uwagi. Człowiek o elementarnej mieszczańskiej kulturze i humanistycznej wrażliwości, widząc podobne obwarowania, zareaguje od razu i wyjaśni swoim naukowym kontrahentom, iż jako że reprezentuje Uniwersytet Warszawski, a nie szrot pana Mirka, nie może pozwolić sobie na realizację danego projektu, na warunkach godnych prymitywnego polskiego dorobkiewicza-cwaniaczka.

Życzę powodzenia i wszelkiej pomyślności oraz rychłego zerwania z dominującymi trendami. Neoliberalny obłęd nie służy nauce.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. „Szukacie więc desperata albo frajera, co doprawdy nie licuje z dostojeństwem placówki, którą Pani reprezentuje.”

    Oj tam oj tam.A może po prostu zamierzają zatrudnić np. kogoś z Ukrainy. (No tak,pewnie o takiej fikcji biurokratycznej nie wiecie)

    Co do „szukania desperatów albo frajerów” i Januszowania – mogło być gorzej.W ogłoszeniu nie było chociaż o stażu z PUP czy grupie inwalidzkiej ;/

  2. Tak się dzieje od wielu lat i za tym stoi władza. Ja jestem z resortu artystycznego i specjalistę/ specjaliskę w danej dziedzinie, też wielokrotnie szuka się za pieniądze, które są mniejsze od tego co dostaje sprzedawczyni w markecie po podstawówce. Dlatego obcina państwo na kulturę od wielu lat, bo mamy u władzy na danym terenie Pisowca i ten z grupami fanatyków, chciałby zepchnąć sztukę do dewocjonaliów jedynie. A że średniowiecze dawno się skończyło i artyści tworzą nowocześnie, to tym samym Pisowiec na stanowisku w danym regionie, obcina dotacje na kulturę i takie następnie proponuje resort stawki, bo ich nie stać. Tak więc teraz wzieli się za naukę, bo ani sztuka ani nauka burakom jest niepotrzeba. Większość artystów już wystawia tylko na zachodzie, bo fanatyk zaraz leci do prokuratury, gdyż zdziczałe buractwo kultura obraża.

  3. Te wymagania sugerują, że ogłoszenie jest „celowane”. Stad pewnie zdziwienie tej pani

  4. I widzisz Pan, Panie Bojan, zabrakło Panu dwóch języków, a miałbyś Pan taką dobrze płatną pracę w nauce. I świadomość, że jesteś Pan dobrze wykształconym. A tak – kicha.

    1. Heh, no nie bardzo, bo nie mam otwartego przewodu doktorskiego :)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…