Rodziny ofiar ataków terrorystycznych na WTC będą mogły pozywać w rodzimych sądach władze Arabii Saudyjskiej. Według oficjalnych danych 11 z zamachowców pochodziło z tego kraju.
Chodzi o tzw. ustawę JASTA; rozwinięcie tego skrótu można przetłumaczyć jako Ustawa o Sprawiedliwości Wobec Sponsorów Terroryzmu. Jej wejście w życie znosi faktycznie swoisty immunitet rządów innych państw chroniący je przed pozwami w amerykańskich sądach ws. aktów terroryzmu dokonanych na terytorium USA. Barack Obama i jego administracja chcieli temu zapobiec. Prezydent USA argumentował, iż spowoduje to komplikacje w polityce zagranicznej kierowanego przez niego rządu. W liście do kongresmenów napisał, otwartym tekstem, iż obawia się, że amerykańscy żołnierze prowadzący rozmaite wojny w interesie jankeskiego kapitału będą teraz, w ramach retorsji, pozywani przed zagranicznymi sądami. Obamie wtórował amerykański minister wojny Ashton Carter, który w licznych wypowiedziach dla dziennikarzy podkreślał, iż JASTA może utrudnić walkę z terroryzmem. W „The Wall Street Journal” ukazało się nawet histeryczne wezwanie dwóch przedstawicieli administracji byłego prezydenta Busha Jr.-a.
„Nalot z użyciem dronów w Afganistanie, w wyniku którego przypadkowo zginą cywile, będzie mógł łatwo doprowadzić do pozwu przeciw armii amerykańskiej i wywiadowi w sądach za granicą” – napisali John Bolton (były ambasador USA przy ONZ) i Michael Mukasey (były prokurator generalny).
Trudno ocenić, czy przeprowadzenie JASTA przez amerykański parlament jest bardziej wynikiem ostrych tarć w establishmencie tego kraju, czy też jest podyktowane koniecznością przedwyborczego flirtu ze społeczeństwem i chwilowego obłaskawienia masowych nastrojów. Pewne jest jednak, że „jastrzębie” stają się coraz bardziej bezczelni i bronią swojego prawa już nie tyle do nieskrępowanej swobody wszczynania wojen napastniczych, co do ochrony przed konsekwencjami z tego wynikającymi.