16 grudnia 1922 w czasie otwarcia wystawy w warszawskiej Zachęcie, Eligiusz Niewiadomski, kiepski malarz, wykładowca i krytyk sztuki, społecznik, uczestnik walk o niepodległość Polski, sympatyk radykalnych ruchów nacjonalistycznych, kierownik Wydziału II malarstwa, rzeźby i sztuk zdobniczych w Ministerstwie Sztuki i Kultury zabija strzałem z pistoletu pierwszego prezydenta odrodzonej z zaborów RP Gabriela Narutowicza. Po jednodniowym procesie zabójca został skazany przez sąd na karę śmierci, której sam dla siebie zażądał. W czasie procesu przyznał się, że przez pewien czas nosił się z zamiarem wykonania zamachu na Józefa Piłsudskiego, uznając go głównym winowajcą demokratycznego i lewicowego rozkładu, który toczył jego zdaniem Polskę. Wyrok wykonano. Ten akt terroru, kalający odrodzony kraj od samego początku endeckim, nacjonalistycznym, klero-faszystowskim oddechem jest przez polską prawicę admirowany w różny sposób. Od powiedzenia „ciszej nad tą trumną” (mającym spuścić zasłonę milczenia na predylekcje i te ciągoty polskich „ultrasów” i tzw. „prawdziwych patriotów”) po zawsze świeże kwiaty na grobie Niewiadomskiego.
* * *
„Wsadziłem pistolet Z-88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: Mister Hani. Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał, strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię, oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej, jak to było możliwe”. Tak zeznawał na procesie (Pretoria, rok 1993) Janusz Waluś, góral z Zakopanego, emigrant polityczny z Polski, biały suprematysta i rasista, zabójca jednego z czołowych działaczy Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC) i Komunistycznej Partii RPA (SACP) Martina Thembisile (Chrisa) Haniego. Zabił go z zimną krwią, na oczach jego małoletniej córki. Wraz z nim wyrok dożywotniego więzienia (pierwotny wyrok – karę śmierci – zamieniono z racji zniesienia tej kary) odbywa Clive Derby-Lewis, inspirator i promotor tej zbrodni. Zabiegi polskiej prawicy (już za rządów poprzedniej koalicji) szły i idą w kierunku przeniesienia Walusia do zakładu karnego w Polsce. „Platformersi” dziś dyskretnie milczą w tej materii. Wspierane były te zabiegi przez środowiska ONR-u, Młodzieży Wszechpolskiej, Kukiz’15, gremia tzw. „kiboli piłkarskich”. Obecnie taką samą postawę zajmuje rządzący PiS,. Prawicowo-mainstreamowe media gloryfikują Janusza Walusia jako niezłomnego bojownika anty-komunistycznego i ostatniego „żołnierza wyklętego” (może słusznie, w bestialstwie nie odbiegł on zbytnio od „Ognia”, „Burego” czy „Łupaszki”). Decyzją sądu w RPA Janusz Waluś pozostanie nadal w więzieniu południowoafrykańskim.
* * *
W 2001 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej podjął uchwałę, w której uznał „zasługi organizacji i grup niepodległościowych, które po zakończeniu II wojny światowej zdecydowały się na podjęcie nierównej walki o suwerenność i niepodległość Polski”, oddając w ten sposób hołd poległym i pomordowanym oraz wszystkim więzionym i prześladowanym członkom tych aliansów. Z kolei w 2009 roku organizacje kombatanckie, skupione wokół Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych, zwróciły się o ustalenie dnia 1 marca Dniem Żołnierzy Antykomunistycznego Podziemia. I zostało to zmaterializowane gdyż od początku poparcie dla inicjatywy deklarowały kluby parlamentarne oraz Prawa i Sprawiedliwości. Ze strony obecnej wówczas w parlamencie lewicy (SLD) nie padły słowa sprzeciwu. Większość jej posłów była „za”.
1 marca każdego roku, w kontekście dokonań tzw. „żołnierzy wyklętych”, w świetle swoistego kultu Eligiusza Niewiadomskiego i w połączeniu z zabiegami polskiego wymiaru sprawiedliwości o uwolnienie terrorysty Janusza Walusia zmusza do zadumy nad kondycją polskiej sceny publicznej. Wspomniani „herosi” polskiej prawicy muszą być traktowani jako toksyczny i godny najwyższego potępienia wizerunek polskiej endecji, polskiego klero-faszyzmu, polskiego szowinizmu i nienawiści do INNEGO. Nie może być ciszy „nad tymi trumnami” i wydarzeniami. Tym bardziej ich gloryfikacji. To także przestroga przed kultem pospolitej bandyterki i terroryzmu, który zawsze wydaje zatrute owoce.