„Partia polityczna, którą kocham, pokona wszystkich. Dopiero potem będziemy w stanie sformować normalny parlament i rząd prawdziwych profesjonalistów” – zapewniał Wołodymyr Zełenski we wtorkowym wideo. Dziś wszystkie sondaże wskazują, że Sługa Narodu – jego partia nazwana tak od tytułu serialu, w którym grał prezydenta, zgarnie od 42 do nawet 52 proc. głosów. Ukraińcy będą mieli zupełnie nowych deputowanych, debiutujących w polityce.
Zełenski dał się już poznać od strony spektakularnych wyników wyborczych – trzy miesiące temu rozjechał byłego prezydenta Poroszenkę zdobywając 73 proc. głosów. Wybrany na szefa państwa, ogłosił przedterminowe wybory do parlamentu pod tym samymi hasłami „rozbicia systemu”, „wyczyszczenia kraju z korupcji”, wszechobecnej na Ukrainie. To wyraźnie pociąga obywateli jednego z najuboższych krajów w Europie, wymęczonego wojną przeciw separatystom z Donbasu.
Partia Zełenskiego posunęła się do rekrutacji przyszłych deputowanych przez internet i zakazała kandydowania ze swych list tych, którzy już posłowali. Podobną decyzję podjęła prozachodnia partia Głos, która również głosi odnowienie ukraińskiej polityki. Głos, powstała zaledwie w maju z inicjatywy gwiazdy lokalnego rocka Światosława Wakarczuka, może zdobyć nawet 9 proc. głosów, trzecie miejsce. Jest całkiem możliwe, że nowy ukraiński parlament będzie składał się w trzech czwartych z nowicjuszy. Niektórzy obawiają się, że w związku z tym bałagan się tylko powiększy, jednak wyborcy mają dość „starych” posłów.
Wśród dwudziestki kandydujących partii jest kilka, które mogą przekroczyć próg wyborczy. Na drugim miejscu w sondażach figuruje Platforma Opozycji (12-14 proc.), a za Głosem Solidarność Europejska Poroszenki (7-8 proc.) i ugrupowanie nieśmiertelnej Julii Tymoszenko (6-7 proc.). Kluczowe pytanie wiąże się z niepewnością, czy partia prezydencka będzie miała większość, czy też będzie potrzebować koalicji, by rządzić. Tak, czy inaczej, Ukraińcy chcą kolejny raz zacząć od nowa.