Stan wojenny na Ukrainie został wprowadzony tylko w wybranych obwodach. Rada Najwyższa nie przyjęła dekretu prezydenta Petra Poroszenki w wersji, jaką głowa państwa wniósł do parlamentu. To reakcja na ostrzelanie i zajęcie przez Rosję trzech ukraińskich okrętów przepływających przez Cieśninę Kerczeńską. Ukraina nie zerwie jednak stosunków dyplomatycznych z Moskwą.

W niedzielę dwa ukraińskie kutry artyleryjskie płynące z Odessy do Mariupola oraz towarzyszący im holownik zostały zajęte przez okręty rosyjskiej straży granicznej w Cieśninie Kerczeńskiej. Rosja oskarżyła jednostki ukraińskie o nielegalne wpłynięcie na rosyjskie wody terytorialne. W myśl umowy zawartej przez obydwa kraje w 2003 r. cieśnina stanowi wspólne wody terytorialne obydwu państw. Rosja wychodzi jednak z założenia, że przyłączenie Krymu – nieuznawane przez Ukrainę i Zachód – zmieniło tę sytuację.

Petro Poroszenko wezwał parlament do ogłoszenia stanu wojennego na całym terytorium kraju po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, jakie odbyło się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Podpisując dekret w tej sprawie, prezydent mówił o obronie państwa i zatrzymaniu wroga, wezwał weteranów do „bycia w gotowości”, ale zastrzegł, że nie przewiduje powszechnej mobilizacji do wojska. Dekret Poroszenki, jaki wpłynął dziś pod dyskusję w Radzie Najwyższej, zawierał natomiast zapowiedź ograniczenia praw i swobód obywatelskich w zakresie nietykalności mieszkania, tajemnicy korespondencji, ochrony danych osobowych, swobody słowa i poruszania się, udziału w wyborach i w pokojowych zgromadzeniach, ochrony własności prywatnej, wolności od pracy przymusowej, prawa do strajku i prawa do edukacji.

Takie brzmienie dekretu spotkało się z krytyką ukraińskich obrońców praw człowieka i aktywistów pozaparlamentarnej, rozproszonej ukraińskiej lewicy.

– Politycy, którzy zawłaszczyli władzę, nie chcą jej oddawać, chociaż są przerażająco niepopularni. Ich zagraniczni protektorzy nie mają nic przeciwko takiemu scenariuszowi. Nauczyli się zarządzać krajem przy pomocy wojny i zupełnie na serio liczą na to, że będą rządzili wiecznie (…) Stan wojenny to nie tylko odwołane wybory. W takim czasie zabrania się również organizacji strajków, masowych zgromadzeń i akcji protestacyjnych. Krytyka władz staje się przestępstwem, z niezadowolonymi można zrobić wszystko – napisał na Facebooku lewicowy dziennikarz i komentator Andrij Manczuk.

Podobnie Wołodymyr Iszczenko, redaktor lewicowego magazynu „Wrzesień” i członek kolektywu „Wspólne” (Spilne/Commons), ocenił, iż Poroszenko chce wprowadzić stan wojenny, by odłożyć wybory prezydenckie, których nie miał szans wygrać.

– Inna możliwość to wprowadzenie stanu wojennego tylko na południowym wschodzie kraju, graniczącym z Rosją i Morzem Czarnym, co z kolei eliminuje z głosowania miliony żyjących tam wyborców opozycji. Stan wojenny umożliwi blokowanie wieców protestacyjnych i zamknięcie niektórych mediów, w kontekście rosnącego niezadowolenia z powodu antyspołecznych reform i rosnących cen ogrzewania – napisał Iszczenko.

Scenariusz przewidziany przez Iszczenkę ziścił się. W Radzie Najwyższej po kilku godzinach burzliwej dyskusji przegłosowano wprowadzenie stanu wojennego tylko w obwodach, które graniczą z Rosją oraz z wspieranym przez nią nieuznawanym państwem naddniestrzańskim. Stan wojenny rozpocznie się 28 listopada i potrwa (na razie) 30 dni. Parlament zgodził się również na przełożenie wyborów prezydenckich na 31 marca, zaznaczając jednak, że data ta powinna absolutnie zostać dotrzymana.

Prezydencki projekt musiał zostać zmodyfikowany z powodu opozycji ze strony Batkiwszczyny (partii Julii Tymoszenko), Samopomocy (partii Andrija Parubija), Bloku Opozycyjnego i Partii Radykalnej Ołeha Laszki. Partie te wykorzystały szansę, by w oczach coraz bardziej zmęczonego i niezadowolonego z powodu działań Poroszenki pokazać się jako obrońcy swobód obywatelskich i podstawowych praw mieszkańców Ukrainy. Zarzuciły prezydentowi, że stan wojenny w całym kraju w żaden sposób nie pomoże w rozwoju sił zbrojnych Ukrainy czy w walce z Rosją, a jego prawdziwym celem ma być stłumienie opozycji i zamknięcie ust krytykom.

Ołeksandr Wilkul z Bloku Opozycyjnego oraz przedstawiciele Samopomocy zwrócili uwagę, że w konflikcie na wschodzie Ukrainy miały już miejsce znacznie bardziej dramatyczne dla Kijowa wydarzenia, jak aneksja Krymu, walki pod Iłowajskiem i o Debalcewe. Wtedy jednak stan wojenny nie był wprowadzany. Gniewne przemówienie wygłosiła Julia Tymoszenko, która w ostatnich miesiącach wyrosła na liderkę antyprezydenckiej opozycji. Ona i jej partyjni koledzy mogą czuć się największymi zwycięzcami debaty: wygrała ich wersja uchwały, w której stan wojenny obejmuje tylko newralgiczne rejony kraju, za to w pełnym przewidzianym przez prezydenta zakresie ograniczeń. Przedstawiciele Swobody domagali się natomiast prawdziwej, a nie pozorowanej walki z Rosją: zamknięcia granicy, zerwania wszelkich stosunków i przerwania wymiany handlowej.

Również  jeden z przedstawicieli Samopomocy wezwał ministra spraw zagranicznych Pawła Klimkina do całkowitego zerwania stosunków dyplomatycznych z Rosją. Szef resortu odpowiedział jednak, że krok taki jest niemożliwy, powołując się na możliwe utrudnienie sytuacji 2,5 mln Ukraińców przebywających i pracujących w Rosji.

W ocenie cytowanego już Wołodymyra Iszczenki nie jest wykluczone, że stan wojenny zostanie przedłużony, a obywatele niechętni prezydentowi – pozbawieni możliwości protestowania.

Obecne sondaże są dla prezydenta bezlitosne. Poroszenko zdobywa w sondażach nie więcej, niż 10 proc. poparcia. Największe szanse na zwycięstwo w głosowaniu dają Julii Tymoszenko. Równocześnie jednak ponad 2/3 obywateli deklaruje, że nie ufa żadnemu politykowi. Potwierdzeniem tego były komentarze w mediach społecznościowych podczas posiedzenia Rady Najwyższej. W większości wpisów każdego bez wyjątku mówcę obrzucano inwektywami…

paypal

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Kiedy ZSRR był w całości a RFN i NRD były rozdzielone murem na świecie panował względny spokój. Może warto wrócić do starych zasad, które zapanowały po II WS?

  2. Poroszenko zrobi wojnę, bo tak mu kazały hamerykańskie szuje, a potem pryśnie do Rassieji do swoich fabryk czekolady. A Ukrainę przejmą dzikie Hamerykańce i będą miały kolejną kolonię.

    1. W Rosji to go proces czeka za naruszenie praw mniejszości etnicznych podczas sprawowania urzędu. Krótko mówiąc – jest tam spalony.
      Zwieje zapewne do Kanady która od lat z lubością przytula każdy skrajny element, byle miał zielone…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…