Site icon Portal informacyjny STRAJK

Ultrapodłość

Fryderyk Nietzsche mawiał, że „altruizm jest egoizmem słabych”. Wprawdzie filozofa tego cechuje krytyczny stosunek do wszelkich form socjalizmu i pochwała skrajnego indywidualizmu, jednak tym razem pozwolę sobie zasłonić się wielością odczytań oraz faktem, iż ciężko znaleźć większego krytyka chrześcijańskiej pseudomoralności niż filozof z Weimaru. I tę właśnie sentencję mam w głowie, słysząc kolejne medialne doniesienia na temat wyczynów ultramaratończyka i ultrakatolika Piotra Kuryły, który chętnie utożsamia się z ukrzyżowanym Jezusem, ale Jezusowego miłosierdzia w stosunku do innych stworzeń Bożych już nie przejawia.

Zbawiciel, w którego Pan, panie Kuryło, wierzy, ma to do siebie, że został ukrzyżowany za cudze grzechy, nie za swoje własne. Za własne trzeba odpowiedzieć. Na szczęście jest internet – choć uważam za chore, jeśli zastępuje on pobłażliwe zazwyczaj polskie sądy. Mamy ustawę o ochronie praw zwierząt. Cóż z tego, jeśli w polskich głowach wciąż obecne jest przekonanie, że „to tylko zwierzę”, „to tylko klaps” – wychowawczy, z miłości, ma się rozumieć. Również z miłości do zwierząt ultrasportowiec Kuryło zostawił szczenną sukę w upale pod bramą schroniska. Krytyków zaś oskarżył, że nie chodzi im o dobro zwierzęcia, a jedynie o możliwość przeprowadzenia ataku na wiarę katolicką. Słuchając takich wypowiedzi, chciałoby się każdej osobie publicznej przydzielić rzecznika prasowego, albo zabrać stałe łącze.

Pański zbawiciel przynajmniej zadzwoniłby na numer widoczny na ogrodzeniu schroniska, aby jakiś człowiek dobrej woli mógł zająć się stworzeniem pozostawionym na 40-stopniowym upale. Tylko że to groziłoby demaskacją. Demaskacja i tak nastąpiła, sponsorzy zagrozili wycofaniem wsparcia, partnerzy medialni wycofali się ze współpracy, a jakiś wyjątkowo zajadły wróg wiary powiadomił prokuraturę. Stąd konstatacja: „Teraz to inaczej bym postąpił, żałuję. Nie wiedziałem, że to się tak potoczy”. Gdyby księża pedofile przewidzieli, że molestowani ministranci kiedyś w końcu przerwą milczenie, może też zadowoliliby się świńskimi obrazkami.

Dziś od rana serwisy informacyjne podają, jakoby sportowiec przerwał ultramaraton w Grecji, by wrócić do schroniska po sunię. Okazało się również, że rodzina Kuryły spokojnie mogła zająć się psem na czas jego wyjazdu. Oto człowiek wielkiej wiary i wielkiego serca, zdobywca nagrody Kolosa, biegający dla miłości, pokoju i hospicjów próbuje nam wmówić, że popełnił błąd. Popełnił go z niewiedzy i nieświadomości istnienia innych rozwiązań. Czy sponsorzy ostatecznie dadzą się na to nabrać, nie wiadomo. Bo tak zwani zwykli ludzie z pewnością nie uwierzą. Bo żeby bawić się w dobroczyńcę, trzeba być czystym jako ta łza.

Celowo użyłam określenia „bawić”, bo w Polsce epatowanie altruizmem rozumianym jako egoizm słabych jest zjawiskiem powszechnym. Z działalnością na rzecz potrzebujących obnosimy się jak z certyfikatem na świętość. Bale, na których kreacje celebrytek przewyższają niejednokrotnie wartość licytowanych przedmiotów, dają spokój sumienia i zdjęcia na „ścianie ego”. Wnętrze zaś pozostaje paskudne. Tak jak paskudne jest zasłanianie religią rozmyślnej ultrapodłości ultramaratończyka. A z charytatywą to jest tak, jak powiedział w jednym z wywiadów zapytany o nią Bogusław Linda: „Gdybym naprawdę chciał komuś pomóc, dałbym sto baniek Kotańskiemu”. Bez epatowania gębą czy odbierania nagród za przyzwoitość.

Exit mobile version