Ocieplenie klimatu postępuje w zatrważającym tempie. Szczególnie widać to na obszarach arktycznych, gdzie temperatura listopada i grudnia była o 5 st. C wyższa od wieloletniej średniej. Gwałtownie ubywa również pokrywy lodowej. Naukowcy są zgodni – takie zjawisko nie miało miejsca nigdy wcześniej w historii pomiarów.
Tegoroczna zima będzie najcieplejszą w historii na półkuli północnej, a także, prawdopodobnie, na całym globie. Największy dramat ma jednak miejsce w Arktyce, gdzie temperatura zmienia się drastycznie szybko. Pierwsze niepokojące wiadomości napłynęły 18 listopada, kiedy termometry na biegunie północnym pokazały 0 st. C, podczas gdy w tym okresie panują tam zwykle dwudziestokilkustopniowe mrozy. Przez cały grudzień i listopad powietrze było o 5 st. C cieplejsze od średniej. Modele prognostyczne mówią co prawda o 2 proc. szans na taką anomalię w każdym roku, jednak podobna sytuacja miała miejsce już w 2015 r., więc trudno mówić o dziele przypadku. To jednak nie wszystko. Według niepotwierdzonych jeszcze oficjalnie informacji, temperatura w tegorocznym okresie świątecznym mogła przekroczyć średnią o nawet 20 st. C.
The Arctic just had one of the largest losses of ice in recorded history — @Qz https://t.co/HCdBkxiQXb #climate #divest pic.twitter.com/U4ZdasoAhb
— climatehawk1 (@climatehawk1) December 25, 2016
– W czasach sprzed epoki przemysłowej, takie fale upałów zdarzały się bardzo rzadko, spodziewalibyśmy się, że występują one co 1000 lat – mówi dr Friederike Otto z Oxfordzkiego Instytutu Zmian Klimatycznych. Naukowcy powtarzają również, ze obecne zjawiska są efektem niszczycielskiej działalności jednego gatunku. – Używaliśmy kilku różnych metod modelowania klimatu i przeprowadziliśmy wiele obserwacji. We wszystkich znajdujemy to samo: takie ocieplenie nie miałoby miejsca bez działalności człowieka – stwierdza jednoznacznie Otto.
Klimatolodzy biją na trwogę. Jeszcze kilkanaście lat temu mówiło się, że Arktyka może być wolna od lodu gdzieś na przełomie XXI i XXII wieku. Teraz wiemy, że nastąpi to w ciągu najbliższych kilku lat. Według specjalistów od paleoklimatu stan taki będzie miał miejsce po raz pierwszy od 3 milionów lat.
Dlaczego jednak pomimo topnienia arktycznych lodów obserwujemy czasowe ochłodzenie klimatu na północnych obszarach (Islandia, Svalbard, Syberia)? Tłumaczy to w rozmowie z Krytyką Polityczną Marcin Gerwin, specjalista ds. zrównoważonego rozwoju: „Jeżeli szybko dodaje się do morza słodką wodę z topienia się lądolodu, wówczas odizolowuje to ciepłą wodę, która jest pod spodem. Ta woda z głębi nie będzie oddawała ciepła do atmosfery, zatem na powierzchni, czyli na północnym Atlantyku, na Islandii czy na Wyspach Brytyjskich, ochłodzi się. Paradoksalnie na skutego tego procesu wody głębinowe będą jeszcze cieplejsze, a to przyśpieszy topienie Grenlandii.(…)Tworzy to na powierzchni oceanu warstwę wody o mniejszej gęstości, dlatego, że woda ta jest słodka. Uniemożliwia to mieszanie się z nią ciepłej, słonej wody, która jest poniżej. W wyniku tego ciepła woda nie jest w stanie oddać ciepła do atmosfery”.
Jakie będą pierwsze konsekwencje zanikania arktycznej zmarzliny? Odczują je mieszkańcy Afryki subsaharyjskiej. „Gdy północny Atlantyk jest ciepły, to obszar na południe od Sahary (Sahel) ma korzystne dla rolnictwa opady. Gdy natomiast jest chłodniejszy, wówczas na Sahelu jest susza. Taka susza była w latach 70. ubiegłego wieku i prawdopodobnie znowu idziemy w tym kierunku. Będzie to miało więc duże znaczenie społeczne” – tłumaczy Marcin Gerwin.