Mateusz Morawiecki zaprezentował na konferencji prasowej dane, które mają świadczyć o tym, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Duże firmy jednak szykują zwolnienia grupowe. Komu wierzyć?
Premier tryskał optymizmem: rynek pracy jest w znakomitej kondycji, odnotowuje się jego ożywienie, wzrasta tez aktywizacja zawodowa. Jest lepiej niż rok temu, utrzymuje Morawiecki. Zwrócił tez uwagę na to, że w przeciwdziałaniu skutkom kryzysu wywołanego przez pandemię sprawnie działają rządowe tarcze, w ramach których rząd uruchomił 35 miliardów złotych. A teraz jeszcze dojdzie kolejnych 35 miliardów złotych, chwalił się premier. Mają też dostać swa pomoc samorządy.
Na tym tle zazgrzytały dane przekazane przez przedsiębiorców, w tym kilka naprawdę dużych marek. W listopadzie zgłoszono, że na bruk pójdzie 3000 pracowników w ramach zwolnień grupowych, czyli dwa razy więcej niż przed rokiem. Do tej pory z pracą pożegnało się już 70 tysięcy ludzi.
Eksperci, cytowani przez portal next.gazeta.pl, wskazują, że część zwalnianych może przejść do szarej strefy, z wszystkimi wynikającymi z tego negatywnymi dla rynku pracy i substancji społecznej wynikami. Kilka dużych i znanych marek już zapowiedziało grupowe zwolnienia: Tesco, Carrefour, Rafako, Polpharma, PG Silesia, sieć Hebe, fabryka Opla w Gliwicach. I to zapewne nie są ostatnie sygnały. Do tego trzeba doliczyć tysiące zwalnianych ludzi z małych firm, które po podsumowaniu dają wielkie liczby bezrobotnych. Branża hotelarska, której osławiona tarcza pokryje tylko część strat już teraz spodziewa się, że do zwolnienia będzie około 50 tysięcy ludzi.