Nie czekał na wyniki śledztwa w sprawie możliwego ataku chemicznego, na zgodę Kongresu ani tym bardziej Rady Bezpieczeństwa ONZ. Donald Trump osobiście wydał w nocy rozkaz ataku na syryjską bazę lotniczą asz-Szajrat.
WMDs in Syria? Wanna be fooled again?
Via @MintPressNews pic.twitter.com/FCg2jGJsWP— Carlos Latuff (@LatuffCartoons) 7 kwietnia 2017
Na osobiste polecenie Trumpa 59 pocisków manewrujących Tomahawk uderzyło kilka godzin temu w bazę syryjskiego lotnictwa asz-Szajrat w okolicy Hims. Według Stanów Zjednoczonych właśnie stamtąd wyleciały samoloty, które dokonały następnie ataku chemicznego w Chan Szajchun na północ od Idlibu. Prezydent USA nie czekał na wyjaśnienie okoliczności tego wydarzenia, bezdyskusyjne ustalenie winnych czy nawet rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ, głosowanie nad którą przełożono. Nie starał się nawet o zgodę Kongresu. To najradykalniejszy akt zaangażowania amerykańskiego w wojnę w Syrii. Do tej pory USA nie angażowały się bezpośrednio, a jedynie sponsorowały i wspierały wybrane organizacje walczące przeciwko Baszszarowi al-Asadowi. Nie przejmowały się przy tym ani doniesieniami o popełnianych przez nie zbrodniach na ludności cywilnej, ani sojuszami tychże „umiarkowanych” sił m.in. z syryjską odnogą Al-Ka’idy.
Amerykańskie rakiety uderzyły w pas startowy, stacje paliwa i znajdujące się w bazie samoloty; efektem ataku jest niemal całkowite zniszczenie obiektu wojskowego. Pentagon bałamutnie zapewnia, że starał się „uniknąć strat w ludziach”. Prawdopodobnie jednak na miejscu zginęło przynajmniej czterech syryjskich żołnierzy. Gubernator prowincji Hims Talal al-Barazi poinformował również, że śmierć poniosło pięcioro mieszkańców pobliskiej wioski, a siedmioro kolejnych zostało rannych. Amerykanie, uzasadniając atak, oskarżyli wojsko syryjskie o to, że właśnie w bazie pod Hims przechowywało zapasy trującego gazu – takich rewelacji nie było nawet w projekcie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, o którym wstępnie dyskutowano w środę.
US launches 50 cruise missile at Syria over chemical attack https://t.co/qcTcC0UuFy https://t.co/RGLwSwWTla
— Avenge Media SA (@avengemediasa) 7 kwietnia 2017
Rosja potępiła uderzenie na bazę. Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że uderzenie było pogwałceniem prawa międzynarodowego i poważnie zaszkodziło relacjom amerykańsko-rosyjskim. Zarzucił Trumpowi, że zadziałał pod zmyślonym pretekstem, byle odwrócić uwagę od coraz głośniejszej w ostatnich tygodniach sprawy śmierci cywilów irackich wskutek amerykańskich nalotów w Mosulu. Atak potępił również Iran, z zachwytem za to przyjęto go w Izraelu i w Turcji. Poparcie napłynęło z Wielkiej Brytanii i Francji, które jeszcze niedawno twierdziły, że zależy im na uczciwym zbadaniu okoliczności ataku chemicznego w Syrii.
Jeśli chodzi o amerykańskich kongresmenów, których Trump tak po prostu nie zapytał o zdanie przed rozpoczęciem ataku, to również wśród większości z nich panowało zadowolenie. Politycy nieśmiało poprosili tylko prezydenta, by na przyszłość jednak się z nimi skonsultował. Niedawna rywalka Trumpa Hillary Clinton wezwała go za to, by poszedł za ciosem i przeprowadził kolejne uderzenia w syryjskie lotnictwo.
Nie posiada się z radości jedna z zagranicznych koalicji opozycji syryjskiej – Syryjska Rada Narodowa. – To pierwsze dobre ruchy, ale chcielibyśmy, żeby stały się częścią większej strategii, która zakończy masowe zabijanie, położy kres bezkarności, a ostatecznie, mamy nadzieję, doprowadzi do czegoś w rodzaju transformacji politycznej – powiedział jej przedstawiciel Nadżib Ghadbian.
Na razie Pentagon zastrzegł, że atak na bazę w Hims był jednorazowy, a Sekretarz Stanu Rex Tillerson oznajmił, że w jego ocenie odpowiedź na atak chemiczny była „proporcjonalna” i nie będzie mieć dalszego ciągu.