Druga faza ćwiczeń amerykańsko-południowokoreańskich przewiduje „nagłą destabilizację Korei Północnej”.
Media informowały wczoraj o nieuzbrojonej rakiecie wystrzelonej przez armię Korei Północnej, która przeleciała nad Japonią, by wpaść do morza ok. półtora tysiąca kilometrów dalej. Wywołało to gwałtowne reakcje premiera Japonii Shinzo Abe i kolejne groźby prezydenta USA Donalda Trumpa. Jednocześnie zabrakło informacji, że Korea Północna wzywała Radę Bezpieczeństwa ONZ do dyskusji nad dorocznymi, toczącymi się właśnie ćwiczeniami amerykańsko-południowokoreańskimi, których scenariusz przewiduje zabicie szefa państwa Korei Północnej Kim Dzong Una wraz z całym rządem.
Kończące się 31 sierpnia wielkie manewry w Korei Południowej angażują w tym roku stosunkowo niewielu żołnierzy, tylko niecałe 70 tys. (zazwyczaj biorą w nich udział setki tysięcy), ale ich charakter jest odbierany w Pjongjangu jako szczególna prowokacja, bo chodzi w nich o ćwiczenia dowództwa, na wypadek „nagłej destabilizacji Korei Północnej”, wywołanej śmiercią przywódcy. Tę śmierć miałyby przynieść amerykańskie bombowce strategiczne B-1B, które symulują odpowiedni atak przy granicy z Północą.
Stany Zjednoczone prowadzą ten rodzaj ćwiczeń już drugi raz. Pierwszy raz scenariusz eliminacji Kim Dzong Una był ćwiczony wiosną, w połączeniu z desantem. Sierpniowe manewry podzielono na dwie fazy, pierwsza obejmowała ćwiczenia na Morzy Japońskim. Czołowy dziennik północnokoreański Rodong Sinmun pisze o „dolewaniu oliwy do ognia” przez Amerykanów, w sytuacji, gdy ostatnio doszło do napięcia w związku z pogróżkami prezydenta Trumpa. Wystrzelenie nieuzbrojonej, północnokoreańskiej rakiety na dystans prawie 3 tys. km miało być „ostrzeżeniem”.