Amerykańskie stowarzyszenie Sandy Hook Promise zaprezentowało kolejne wideo na temat school shootingu, tj. strzelanin i masakr w amerykańskich szkołach. Stanowią one część amerykańskiej obyczajowości do tego stopnia, że społeczne wysiłki na rzecz jakiejś – choćby minimalnej – kontroli handlu bronią spełzają na niczym. Pozostaje smutna prewencja. Powrót do szkoły w Ameryce oznacza często zagrożenie życia.
Sandy Hook Promise to stowarzyszenie, które powstało po jednej z klasycznych amerykańskich masakr – w podstawówce w Sandy Hook w Connecticut, gdzie w grudniu 2012 r. uzbrojony szaleniec zabił 26 osób, w tym 20 dzieci. Założyły je rodziny ofiar, by prowadzić różnorodne działania prewencyjne przeciw zbrojnej przemocy w szkołach. Pracuje z niektórymi deputowanymi, by próbować zaostrzyć legislację, wdraża programy wykrywania uczniów, którzy mogliby stać się sprawcami school shootingu, ostrzega przed zagrożeniami.
Np. trzy lata temu Sandy Hook Promise przedstawiło wideo, które opowiada dwie historie jednocześnie, z tym, że ta istotna rozgrywa się w początkowo niezauważalnym tle. Za sympatycznym szkolnym flirtem, kryje się groźba, na którą nikt nie zwraca uwagi. To jeden z najbardziej popularnych filmów stowarzyszenia.
Jego najnowsze wideo ma za zadanie zszokować, by spowodować reakcję. Zaczyna się to jak zwykła reklama przyborów szkolnych, by szybko zmienić ton: chłopak reklamujący trampki zaczyna biec, gdy za nim słychać już krzyki i wystrzały. Podkolanówka może służyć zatamowaniu krwi, telefon pożegnaniu z rodzicami. „To początek roku szkolnego, wiecie co to znaczy” – kończy się spot, który od przedwczoraj, gdy znalazł się w internecie, odnosi rosnący sukces.
Mimo mnożenia się masakr w Stanach Zjednoczonych, wszystkie próby zaostrzenia przepisów federalnych związanych z posiadaniem broni spełzły na niczym. Kongres ma w czasie obecnej sesji pochylić się nad projektem ustawy, która nakazywałaby sprawdzać kryminalną i psychiczną przeszłość kupców broni. Lecz nawet gdyby to prawo przeszło, dotyczyłoby tylko licencjonowanych sklepów, podczas gdy większość broni Amerykanie kupują przez internet lub na jarmarkach, gdzie żadnej kontroli nie będzie.