Plutokracja Partii Demokratycznej dwoi się i troi, żeby pozbawić socjaldemokratę Berniego Sandersa szans na nominację na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nawet za cenę skrajnej hipokryzji.
W wyścigu o nominację, oprócz Sandersa, pozostał już tylko Joe Biden. I to właśnie do niego ustawiają się nagle kolejki byłych kontrkandydatów z wyrazami poparcia. Ostatnio do tego grona dołączyła Kamala Harris, która w prawyborach była jedną z największych krytyków Bidena nazywając go m.in. „rasistowskim białym starcem”. Z takiego obrotu sprawy najbardziej zadowolony wydaje się Donald Trump.
Kamala Devi Harris ma korzenie hinduskie i jamajskie. Od 2017 roku pełni funkcję senatorki w Kongresie USA reprezentującej Kalifornię, najludniejszy stan USA. Kilka miesięcy temu ubiegała się o nominację Partii Demokratycznej na prezydentkę USA w tegorocznych wyborach, zanim zrezygnowała z powodu braku funduszy. W czasie debat mocno krytykowała Joe Bidena, twierdząc, iż w młodości przejawiał postawy rasistowskie.
Harris zarzucała Bidenowi, że wiele lat temu, kiedy zasiadał w Senacie USA, sprzeciwiał się dowożeniu uczniów z domów do szkół autobusami, mimo że miało to położyć kres segregacji rasowej.
„Wiesz, w Kalifornii była mała dziewczynka uczęszczająca do drugiej klasy w publicznej szkole, która codziennie była dowożona do szkoły. A tą małą dziewczynką byłam ja” – wypomniała Bidenowi podczas jednej z debat w czerwcu ubiegłego roku. Senatorka z Kalifornii przypomniała również, że Biden w tamtych czasach deklarował gotowość współpracy z senatorami, którzy otwarcie opowiadali się za segregacją rasową. Sprawa ta, jak wówczas twierdziła, jest dla niej osobista i bolesna.
Kiedy Harris zrezygnowała z ubiegania się o nominację Demokratów, wydawało się, że jej naturalnym kandydatem będzie Bernie Sanders, który wygrał prawybory w jej rodzinnym stanie i zawsze sprzeciwiał się jakimkolwiek formom rasizmu. Ponadto Harris jako senatorka popierała projekt Sandersa z 2019 roku zwany Medicare for All Act, który zakładał ustanowienie powszechnej opieki zdrowotnej dla wszystkich Amerykanów, wzorem wielu innych państw na świecie.
„Opieka zdrowotna powinna być prawem dla każdego w tym kraju, a nie dla nielicznych” – mówiła w kwietniu ubiegłego roku.
Tak się jednak nie stało. Szokujący zwrot o 180 stopni nastąpił w minioną niedzielę (8. marca). Kamala Harris opublikowała na Twitterze krótki klip wideo, w którym wyraziła poparcie dla Bidena.
„Potrzebujemy lidera, który naprawdę troszczy się o ludzi i dlatego może ich zjednoczyć. I wierzę, że Joe może to zrobić” – konstatuje Harris.
Lewicowi komentatorzy w USA zarzucili Harris hipokryzję. Niektórzy w jej wolcie doszukują się oferty politycznej, jaką musiała otrzymać w zamian za poparcie. Spekulują, że może chodzić nawet o stanowisko wiceprezydentki USA.
Jeszcze inni twierdzą, że oburzenie senatorki rasizmem Bidena było zagraniem pod publiczkę.
„Tylko łatwowierne, pozbawieni zdolności myślenia dziennikarze dużych mediów uwierzyli, że oburzenie Harris w kwestii autobusów szkolnych z lat 70. było szczere” – tweetował dziennikarz Michael Tracey.
Joe Biden sprzeciwia się powszechnej opiece zdrowotnej, proponując tylko niewielkie korekty w Obamacare, które nie wprowadzają faktycznie żadnych jakościowych zmian.
Establishment Partii Demokratycznej nie uczy się na własnych błędach. Ze strachu przed jakąkolwiek reformą systemu, który poprawiłby jakość życia średniozamożnych i biednych Amerykanów, już teraz gotowy jest wywiesić białą flagę. Zamiast „radykała z Vermont” forsowany jest „rasistowski biały starzec” z Delaware, który w końcu sromotnie przegra z Donaldem Trumpem. Co Kamala Harris z tego wszystkiego ma – nie wiadomo; pewne jest jednak, że stracą na tym wszyscy Amerykanie. Poza najbogatszymi ma się rozumieć.