Pamiętamy historię 14-letniego muzułmańskiego nastolatka, który we wrześniu 2015 r. przyniósł do szkoły samodzielnie wykonany budzik. Nauczycielka zawiadomiła policję, uważając, że to bomba. Chłopca zakuto w kajdanki, aresztowano i zawieszono w prawach ucznia. Teraz został zmuszony do emigracji.
I nic nie pomogło – nawet zaproszenie go po tym incydencie do Białego Domu przez Baracka Obamę, nawet słowa poparcia ze strony Hillary Clinton, nawet setki tysięcy głosów w jego obronie w internecie, nawet zaproszenie go do siedziby ONZ. Dziś Ahmad Muhammad musi wyjechać z USA. Powód? Poczucie zagrożenia.
Kiedy fala solidarności opadła, na pierwsze miejsce wysunęło się poczucie obcości i zagrożenia własnego bezpieczeństwa. Niespełna rok po aresztowaniu nastolatka, on sam z rodziną emigruje do Kataru.
– Jestem zmuszony wrócić do Kataru, ponieważ w USA sytuacja jest niebezpieczna dla mnie, mojej rodziny i dla każdego przedstawiciela mniejszości – powiedział Ahmad na konferencji prasowej, cytowany przez RT.
Adwokat Muhammada, Susan Hutchinson dodała od siebie, że jej klient i jego rodzina stali się ofiarami „niesłychanej nienawiści”. Przyczyny tej sytuacji adwokat upatruje w tym, że lokalna społeczność dała posłuch miejscowym mediom, które rozprzestrzeniają plotki i niepotwierdzone informacje, które szkodzą Ahmadowi i jego rodzinie. Mecenas podkreśliła, że akcja w mediach trwa nadal.
– Media informują, że to istotnie była bomba, o kontaktach Ahmada z określonymi grupami, że jego rodzina była radykalnymi muzułmanami. Jest ogromna ilość nieprawdziwych informacji – mówi Hutchinson.
W Katarze chłopiec będzie kontynuował naukę, ale nie wiadomo, czym będą zajmowali się jego rodzice.
– Jego życie zmieniło się kardynalnie. On i jego rodzina muszą wyjechać w inną część świata. Porzucił swój dom i stracił przyjaciół, których miał tutaj – podsumowała cała sprawę Susan Hutchinson.