Branża hodowców czuje się oczerniana i widzi potrzebę poprawienia swojego „wizerunku” jako dochodowej gałęzi przemysłu. W Toruniu zjechali się na wystawę i konferencję, gdzie debatowali, jak by tu zminimalizować szkody wyrządzane im przez obrońców zwierząt.
„Regularne cykliczne spotkania całej branży ma być źródłem synergii, które daje kolejne inspiracje do rozwoju dla całej branży” – czytamy na stronie imprezy Fair Fur z 5 września, organizowanej przez Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych. – Polska branża zwierząt futerkowych to przykład ogromnego sukcesu, z którego powinniśmy być wszyscy dumni. Chcemy się dalej rozwijać i jeszcze bardziej skupić się na zapewnieniu dobrostanu zwierząt – mówił na zakończenie prezes związku Daniel Chmielewski.
Podczas imprezy dyskutowano o najnowszych technikach, sprzęcie, sposobach żywienia, ubolewano nad wyrządzającymi ogromne szkody protestami obrońców praw zwierząt, które ogarnęły świat i domagają się zakazu przemysłu futerkowego. Padało wiele sformułowań o „przestrzeganiu dobrych praktyk” i „spełnianiu wszystkich koniecznych przepisów dotyczących dobrostanu zwierząt”. – Wszystkie fermy, na których trzymamy zwierzęta już teraz spełniają rygorystyczne przepisy krajowe i unijne – deklarował z żalem wiceprezes organizacji i zapowiadał współpracę ze swoim unijnym odpowiednikiem. Trudno jednak mówić o dobrych praktykach, innowacjach i rygorach, gdy cała idea branży oparta jest na cierpieniu i okrutnym pozbawianiu życia, które ma służyć wytwarzaniu dóbr luksusowych. To sprzeczność.