Ponad 100 tys. osób w weekend pokazało, co myśli o perspektywie kolejnych kilku lat rządów Orbana. Na najbliższy tydzień zapowiedziano kolejne protesty.

Wyjście na ulice było spontaniczne – pomysł rzucili pod koniec tygodnia na Facebooku niezależni działacze społeczni. Ponad 100 tys. zadeklarowało, że „weźmie udział” i jeśli wierzyć policyjnym statystykom oraz mediom – faktycznie nie zawiedli.

Tymczasem rząd podgrzewał atmosferę, pojawiały się komentarze straszące „oddziałami szturmowymi Sorosa, które zamierzają spustoszyć Budapeszt”. Oczywiście nikt miasta nie spustoszył, za to Viktor Orban raczej stracił nadzieję na bycie najcieplej na świecie witanym ponownym szefem rządu. Kiedy tłum doszedł przed budynek parlamentu, domagano się powtórzenia wyborów. W nadchodzącym tygodniu zapowiedziano kolejną falę protestów.

Które są ciekawostką soscjologiczną, bo razem przeciwko Fideszowi występują zarówno prawicowcy z Jobbiku, chrześcijańscy demokraci oraz lewica. Opozycja na Węgrzech naprawdę się zjednoczyła. Oprócz hasła „Viktator!” na transparentach można było zobaczyć też: „My, liberałowie i konserwatyści, chwyciliśmy się dzisiaj za ręce – i już ich nie puszczajmy!”.

Opozycjoniści uważają, że rzekome wielkie zwycięstwo Fideszu (miał powtórzyć wyborczy sukces sprzed 4 lat) to kłamstwo, ponieważ gdzieś „zniknęło” im koło 80 tys. głosów oddanych na opozycyjne ugrupowania.

Protestowano również przeciwko likwidacji nieprzychylnej Orbanowi gazety – „Magyar Nemzet”. Szefem dziennika, jak również likwidowanego radia Lánchid jest oligarcha pozostający w konflikcie z Viktorem Orbanem. Ze swoją decyzją o zamknięciu mediów czekał na wynik wyborów, licząc na to, że mobilizacja opozycji odsunie Fidesz od władzy. W czwartek oficjalnie wydał ostatni numer swojego pisma (pierwszy wyszedł w 1938 roku). Rozdawano go podczas demonstracji.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Orban wygrał wybory w sposób zdecydowany, a opozycja powinna przemyśleć dlaczego jej przekaz nie trafia do wyborców. Najwyraźniej nie zrobiła tego po poprzednich przegranych wyborach. Dokładnie takie samo zjawisko obserwujemy w Polsce.

    Warto także wrócić uwagę na ostatni akapit. Oligarcha skonfliktowany z rządzącymi postanawia zlikwidować należące do niego media a protestujący kierują pretensję do rządzących. Logika.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…