Obrońcy praw zwierząt przed sylwestrem wkroczyli do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie i zastali tam prawdziwy dramat: osły ze zdeformowanymi kopytami, wychudzone psy. „Od ręki” zabrali 10 zwierząt, które były w najgorszym stanie.

Sygnały, że w prywatnym ZOO na Mazurach dzieje się źle, spływały od lat. Jednak jego dyrektor, Andrzej Krzywicki, należał do Rady Dyrektorów Polskich Ogrodów Zoologicznych, jest też przyjacielem Jana Szyszki. Miał wpływy, więc na temat tego, co działo się w zajmującym 100 hektarów parku w Kadzidłowie, oficjalnie milczano, choć prasa alarmowała o nieprawidłowościach.

28 grudnia wkroczyli tam przedstawiciele „Vivy!” razem z lekarzem weterynarii, dziennikarzem Robertem Jurszo z OKO.Press i adwokat Katarzyną Topczewską. Zastali zaniedbane zwierzęta, niektóre w tragicznym stanie. Pracownicy parku dobrowolnie przekazali fundacji te, które wymagały natychmiastowej interwencji medycznej.

Robert Jurszo w swoim reportażu opisał ukrywane w ciemnościach chore psy (szef ZOO szczycił się tym, że wyhodował nową odmianę spaniela), wygłodzone jaki (jeden kulejący), zaniedbane osły, o których kopyta nikt nie dbał. Opisuje również reakcję Krzywickiego, który zwalał winę na pojedynczych pracowników, w końcu jednak zgodził się na przekazanie zwierząt fundacji.

„Zwierzęta zostały przewiezione do lecznic, gdzie natychmiast udzielono im pierwszej pomocy. Cztery osiołki trafiły do lecznicy dla koni w Wielkopolsce ze względu na jej duże doświadczenie w leczeniu osłów. Psy przetransportowano do Schroniska w Korabiewicach. Będą leczone w specjalistycznych lecznicach, z którymi współpracuje Fundacja. Dr Krzywiński mimo prośby i żądania nie był w stanie okazać Vivie żadnej dokumentacji lekarsko-weterynaryjnej dotyczącej przekazanych zwierząt. Nie dysponował żadną dokumentacją włącznie z obowiązkowymi szczepieniami przeciwko wściekliźnie” – opisuje fundacja.

Teraz czas na rozliczenie dyrekcji z jej działań. Wiadomo, że park współpracował z Lasami Państwowymi i WWF. Obrońcy praw zwierząt domagają się odpowiedzi na pytanie, czy współpracownicy wiedzieli o sytuacji dzikich podopiecznych parku i czy to oznacza, że przez lata tolerowali taki stan rzeczy.

Park na razie odmawia oficjalnego komentarza. Na profilu na Facebooku udostępniono notatkę służbową jednego z pracowników, opisującą grudniową interwencję „Vivy!”.

Tymczasem okazuje się, że działalność dyrektora parku Andrzeja Krzywickiego już dekadę temu miała wzbudzać poważne wątpliwości ekologów:


patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…