Jeszcze w styczniu „Solidarność” zapewniała, że domaga się dla nauczycieli podwyżki w wysokości 15 proc. Z jednej strony zastrzegała, iż nie będzie brać udziału we wspólnych akcjach protestu ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, z drugiej – zarzekała się, że determinacji jej nie zabraknie. Stało się (co było do przewidzenia) inaczej.

Wczoraj na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” szef oświatowej „Solidarności” Ryszard Proksa już nie wypowiada się w bojowym tonie. – Mamy 5 proc. od stycznia i 5 proc. od września, a teraz, po poniedziałkowej rozmowie z Anną Zalewską, czekamy na kolejną piątkę – oznajmia, sugerując, że główny postulat jego centrali dotyczący nauczycielskich zarobków jest na najlepszej drodze do realizacji i nie ma powodu, by pedagodzy czuli się ignorowani przez rząd. A tym bardziej, by przystępowali do strajku.

Postawa „Solidarności” oburzyła Związek Nauczycielstwa Polskiego, który niezmiennie domaga się natychmiastowej podwyżki w wysokości 1000 zł, zbliżającej pensje nauczycieli do przeciętnych wynagrodzeń w innych zawodach, gdzie standardem jest wyższe wykształcenie. ZNP uświadamia, jak bardzo „Solidarność” zredukowała swoje oczekiwania płacowe po spotkaniu w siedzibie PiS. Pisze: „Jeszcze w styczniu sztab protestacyjno-strajkowy KSOiW NSZZ „Solidarność” żądał nie mniej niż 650 zł od 1 stycznia br. i kolejne 15 proc. od 1 stycznia 2020 r.”, tymczasem teraz, po przeliczeniu „piątek”, o których mówi Proksa, na złotówki, otrzymujemy kwoty rzędu 120-160 zł brutto.

– WSTYD! Nauczyciele pytają: Kogo Pan reprezentuje i wobec kogo jest Pan lojalny? – podsumowuje ZNP.

Spotkanie na Nowogrodzkiej, o którym mowa, miało miejsce w poniedziałek, „Dziennik Gazeta Prawna” opisał jego przebieg wczoraj. Jarosław Kaczyński razem z premierem Mateuszem Morawieckim, Elżbietą Rafalską, Anną Zalewską i Joachimem Brudzińskim przyjął w siedzibie rządzącej partii przewodniczącego „Solidarności” Piotra Dudę. Rozmowa dotyczyła kwestii podwyżek dla nauczycieli, a także dla słabo zarabiających urzędników państwowych. Przedstawiciele rządu oraz lojalny wobec niego związek zastanawiali się, co można zrobić, by powstrzymać duże liczebnie pracowników sektora budżetowego przed strajkowaniem. Zarówno bowiem w oświacie, jak i w urzędach nastroje są napięte, a ostatnia konwencja PiS, z zapowiedziami nowych wydatków socjalnych, bardzo się nie spodobała. Nauczyciele i urzędnicy pytają, dlaczego okazało się, że znalazły się pieniądze na rozszerzenie programu 500+, tymczasem na podwyższenie ich wynagrodzeń środków nie ma. ZNP wystosował nawet list otwarty do premiera Morawieckiego, przypominając, jak bardzo zarobki nauczycieli w Polsce odstają od europejskiej średniej.

Jak wynika z materiału „DGP”, przedstawiciele PiS poprosili „Solidarność”, by nie podejmowała współpracy z innymi centralami związkowymi, gdy te będą organizować protesty. Sądząc z wypowiedzi Proksy – w przypadku oświaty sugestia została zaakceptowana. Innymi słowy – „Solidarność” dowiodła, że będzie nadal odgrywać rolę żółtego, antypracowniczego związku, nawet wtedy, gdy jej szeregowi członkowie wyraźnie oczekują czegoś innego.

ZNP wzywa szeregowych związkowców „Solidarności”, by na poziomie lokalnym realizowali jednak oczekiwania pracowników, a nie podejmowane ponad ich głowami decyzji zarządu centrali.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…