Jakoś tak się dziwnie składa, że ci z postępowych działaczy, którzy nie mają nic przeciwko wspólnemu występowaniu z neoliberałami w obronie praw człowieka – na czarnych protestach, czy w obronie “wolnych sądów” – bardzo niechętnie patrzą na protesty Agrounii i na samego Kołodziejczaka, lidera tejże. Dziwne zjawisko. Chłopski lider bowiem odstaje od nich “kulturowo” bardziej niż wielkomiejski mieszczanin. Nawet jeśli ten w białych rękawiczkach i dobrym garniturze chciałby prowadzić antyspołeczną, antyludzką politykę.

Nie jest przecież tak, że powinniśmy wszystkie postulaty Agrounii zbywać milczeniem. Przyznaję jednak, część z nich wydaje się co najmniej wątpliwa. Każda branża ma jednak prawo do swojego egoizmu. Kiedy rolnicy mówią o ochronie rynku wewnętrznego, nierównej konkurencji i zdzieraniu z dostawców przez zagraniczne sieci handlowe – to przecież mają rację.

Ostatnio prokuratura postawiła Kołodziejczakowi zarzut zniszczenia mienia (chodzi o nawierzchnię jezdni i sygnalizator) oraz brania czynnego udziału w zbiegowisku. Za pierwszy grozi mu 5 lat więzienia, za drugi 3 lata. Chodzi o marcowy protest, gdy rolnicy wyrzucili na ulicę trochę jabłek i podpalili kilka opon. To jeszcze nie brutalność policji w pseudodemokratycznej Francji Macrona, ale jak widać próby kryminalizacji protestów społecznych zaczynają być popularne w całej Europie.

Media obwołały Kołodziejczaka nowym Andrzejem Lepperem. Oczywiście dlatego, że każdy wiejski protest będzie porównywany z tymi, które pozwoliły zbudować Lepperowi Samoobronę i wejść na salony (z marnym zresztą skutkiem). Lider Agrounii zdaje sobie z tego sprawę. Twierdzi więc, że o ile jest zainteresowany polityką jako działaniem społecznym, to już nie taką partyjną. Polacy bowiem uznają politykę za jakąś zupełnie odrębną, oderwaną od życia społecznego dziedzinę, brudną i skorumpowaną, a polityków za karierowiczów żądnych apanaży, a nie dobra wspólnego. Być może Kołodziejczak zdaje też sobie sprawę z tego, że gdyby wszedł bezpośrednio w rywalizację wyborczą, nic przecież jeszcze nie osiągnąwszy, to media, podczepione na co dzień do któregoś z dwóch wielkich, walczących ze sobą politycznych bloków, nagle odcięły by mu tlen. Tu już bowiem liczą się procenty, pojedyncze głosy, metoda D’Hondta i w ogóle kto nie z nami, ten nasz największy wróg.

Nie wróżę liderowi kariery politycznej także dlatego, że – porównując z Lepperem – istnieje mała szansa na zdobycie przez niego jakiejś szerszej bazy społecznej. Za przywódcą Samoobrony nie stała przecież tylko wieś, lecz w ogóle wykluczeni z transformacji, także ci z dużych, a szczególnie mniejszych miast. Kołodziejczak zaś – zamiast odwoływać się do solidarności i budować szeroki ruch poparcia – potrafi naskakiwać na inne protestujące grupy zawodowe, na przykład na te, które ze względu na idiotyczne prawo o sporach zbiorowych, walczą o swoje za pomocą przechodzenia na L4. Mieszczuchom też się naraża się, opowiadając głupoty na temat osób LGBT. Ta podstawowa nieumiejętność w połączeniu z dotychczasowym brakiem skuteczności pcha Kołodziejczaka w ramiona skrajnej prawicy. Czyli do kompromitacji.

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Lewicy nie przystoi bratać się z przeciwną, kapitalistyczną stroną barykady. Reakcja na roszczenia powinna być twarda i zdecydowana. Nie podoba/opłaca się? Sprzedaj ziemię, maszyny i zwierzęta i zmień profil działalności lub zatrudnij się jako pracownik najemny – np. u obrotnego gospodarza.

    BTW – warto pamiętać, że skoro 2/3 tzw. rolników nie ma żadnego kontaktu z rynkiem, to protesty nie są dziełem kryptobezrobotnych i dorabiających na roli, lecz śmietanki tegoż sektora.

    1. Fauxpas:

      Tyle że dokładnie taką samą retorykę stosują kapitaliści wobec pracowników najemnych. Nie podoba się? Zwolnij się, znajdź sobie inną pracę, zmień swój profil zawodowy, nikt Cię nie zmusza do podpisania umowy itd.

    2. @Mariusz W.

      Różnica między przeciętnym pracownikiem a protestującym rolnikiem jest taka, że ten pierwszy jest właścicielem co najwyżej mieszkania, które należy do aktywów o zerowej w praktyce płynności, a drugi – oprócz swojego domu – ma ziemię, maszyny i inwentarz, które może w każdej chwili upłynnić i zmienić plany życiowe. Chciałbym być na miejscu takiego rolnika.

    3. Rolnik indywidualny żyje z pracy rąk własnych, nie z wyzysku innych, więc kapitalistą nie jest.
      Zresztą nawet jak założymy, że rolnik ma nieco lepiej od pracownika najemnego, to po co w rolnika g…. rzucać?
      „Nie podoba/opłaca się?” – to niech może towarzysz Fauxpas zostanie rolnikiem skoro to taki raj na ziemi i skoro tak wszystkich pogania w trybie: „zmień pracę i weź kredyt”.
      Po co nam te bzdury?
      Rolnik indywidualny nie przyczynia się w znaczącym stopniu do wzrostu nierówności społecznych. Dla naszej sprawy rolnik indywidualny jest obojętny.

    4. Adrian:
      Z tym życiem z pracy własnej to nie do końca tak jest. Rolnik często do pomocy wykorzystuje swoją rodzinę, w tym dzieci, co jest jedną z większych przywar prywatnych gospodarstw rolnych. Do tego bardzo często kogoś jednak zatrudnia, w tym sezonowo. I niestety, często jest to praca na czarno, na śmieciówce lub na słabych warunkami. Niedawno nawet ustanowiono nową śmieciówkę przeznaczoną dla stosowania przez rolników, umowę o pomocy przy zbiorach.

    5. „Rolnik często do pomocy wykorzystuje swoją rodzinę”
      Akurat rodzina, to taka mikro komuna, więc bardzo jakoś nie przeszkadza. Z drugiej strony, jeśli mowa o czymś takim jak biznes rodziny, to coś takiego nie istnieje. Wymagane by było, by każdy dzieciak, co kończy właśnie 18 lat, po przekroczeniu, stał się pełnoprawnym współwłaścicielem środków produkcji, tutaj działki rolnej. Faktycznie działka rolna jest prywatna, i nie następuje jej automatyczne przepisanie na dzieci, dopóki właściciel żyje. W tym sensie towarzysz ma rację.
      Z drugiej strony, mała działka rolna raczej nie zagwarantuje utrzymania dla wszystkich dzieciaków, zwłaszcza jeśli rolnik ma ich dużo. Dlatego, kto otrzyma działkę w spadku, kto pójdzie do pracy gdzie indziej to dość trudna decyzja. Niemniej jest to jednak efekt współczesnego podziału pracy. Rozwiązanie tego problemu jest dość trudne i wymagałoby głębszego przedyskutowania na przyszłość, w obrębie ruchu socjalistycznego. Najpewniej struktury państwowe powinny ułatwić start dla młodych – łatwy dostęp do mieszkania, kredyty z możliwością umorzenia, minimum socjalne dla każdego, bądź dla studentów, polityka pełnego zatrudnienia i inne.

      „Niedawno nawet ustanowiono nową śmieciówkę przeznaczoną dla stosowania przez rolników, umowę o pomocy przy zbiorach.”
      Coś takiego istnieje nawet na Kubie. Z tym, że jest limit na takich pracowników. To tylko procent w stosunku do pełnych spółdzielców w spółdzielni rolnej, których zatrudnić można tylko w sezonie. Być może lokalne struktury, rada wiejska / sołtys powinny zbierać ludzi chętnych do pomocy w zbiorach i negocjować wtedy stawkę zbiorowo, ważna na terenie całej wsi. Nie dotyczyłoby to pomocy przy zbiorach od członków rodziny, to pewnie byśmy podarowali, mimo iż budzi pewne problemy (patrz wyżej).

    6. „„Nie podoba/opłaca się?” – to niech może towarzysz Fauxpas zostanie rolnikiem skoro to taki raj na ziemi i skoro tak wszystkich pogania w trybie: „zmień pracę i weź kredyt”.”

      @Adrian „zapomniał”, że rolnik nie musi brać kredytu, bo może bez problemu upłynnić posiadane aktywa. Pracownik najemny już nie i w tym cały szkopuł. Zresztą skoro w rolnictwie rzekomo jest taka tragedia, a rolnicy mogą łatwo zdobyć środki ze sprzedaży majątku produkcyjnego + 100k zł z dotacji na działalność pozarolniczą, to dlaczego rękami i nogami trzymają się pola?! Dlatego, że praca na etacie jest nieopłacalna dla osób bez wykształcenia, których na wsiach na pęczki, a „zwykły” biznes wiąże się ze sporym ryzykiem utopienia pieniędzy. Łatwiej drzeć japę, palić opony i żyć z przywilejów.

    7. Fałkspałsie, rolnik „może upłynnić posiadane aktywa”? Jakie? Pole czy traktor? Pole i traktor to NARZĘDZIA PRACY, więc jeśli upłynni, to będzie zwykłym bezrobotnym.
      A i jeszcze: lekarzowanie czy prawnikowanie to zawody fełdalne – dziedziczone z ojca na syna. Rolnictwo też. Ale w przeciwieństwie do rolnictwa nikt lekarza czy tym bardziej prawnika nie ścignie za złą pracę, a rolnika ścignie jego własne pole. I w tym przewaga rolnika nad „wykształciuchami”.

    8. To jakieś nieporozumienie, zamiast czepiać się ultra bogatych, wyzyskujących pracowników w tysiącach, my nawet na lewicy czepiamy się zwykłych ludzi pracy.
      Nauczycieli, bo mniej pracują,
      rolników, bo mają dotacje,
      czas jeszcze obsmarować górników i mundurowych bo przywileje mają.

      Nawet jeśli rolnik ma lepiej od zatrudnionego na etacie robotnika niewykwalifikowanego to co w związku z tym? To was tak boli? To obecność ultra bogatych w społeczeństwie wbija wam nóż w plecy. Trzeba by ustalić maksymalną pensję jaką człowiek może zarobić, tak by nierówności społeczne nie wzrosły za bardzo. Coś mi się wydaje, że ten rolnik indywidualny, czy nauczyciel nie będzie takiej przekraczać. Dla mnie to zwykli ludzie pracy, nie będę w nich g… rzucał.

    9. Adrian:
      „Akurat rodzina, to taka mikro komuna, więc bardzo jakoś nie przeszkadza.”

      Praca dzieci Ci nie przeszkadza? Dzieci pracowników PGR-ów miały lepsze dzieciństwo, bo nie musiały pomagać w gospodarstwie swoim rodzicom.

      „Coś takiego istnieje nawet na Kubie.”
      I na Kubie można płacić głodowe stawki takim pracownikom? Nie żartuj. Umowa o pomocy przy zbiorach to typowa śmieciówka nie zapewniająca odpowiednich praw pracownikom zatrudnianym sezonowo w rolnictwie i nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia.

      Fauxpas:
      Ciekawe czy to samo byś powiedział innym osobom mającym własny zakład pracy, np. krawcom. Oni też posiadają własny zakład pracy, sprzęt i narzędzia które mogą sprzedać. Rozumiem, że nie staniesz w ich obronie, kiedy są niszczeni przez potężne zagraniczne sieci odzieżowe szyjące w Bangladeszu?

      Nie rób z ogółu rolników kapitalistów. Owszem, część z nich jest kapitalistami, ale nie ogół.
      Każdy pracujący ma prawo do strajku, a rolnik niewątpliwie też pracuje. A na tym polega protest, aby też drzeć japę i palić opony dla zwrócenia uwagi na kłopoty. Stosujesz typową kapitalistyczną retorykę. Rzeczywiście, bardzo roszczeniowi ci rolnicy, skoro wyrzucają swoje wytwory na jezdnię i rozdają je bezpłatnie. Jeżeli dochodzi do takiego czegoś, to znaczy że jest jakiś problem i nie jest nim roszczeniowość.

    10. @Mariusz
      „Praca dzieci Ci nie przeszkadza?”
      A jak mama wyśle dzieciaka do sklepu po mąkę, to też ścigamy, policja i dochodzenie? Temat nie jest taki prosty, dlatego dałem taki dłuższy wywód wcześniej. Nie będziemy go tutaj rozwijać. Zresztą czy nie było szkolnego czynu społecznego, gdzie dzieci szły do PGRów pomagać?

      Zaproponowałem pierwszym z brzegu pomysłem, by sołtys negocjował jednakową stawkę dla wszystkich pomagających sezonowo przy zbiorach a towarzysz mnie o poparcie dla śmieciówek oskarża? Praca najemna na czyjąś prywatną kieszeń zawsze jest zła, przyczynia się do wyzysku i tym samym wzrostu nierówności społecznej, czy jest śmieciowa czy nie, to już sprawa drugorzędna. Pewnie śmieciowa na tej Kubie nie jest, ale pracą najemną jest! A skoro na Kubie zaproponowali taki wyjątek, pewnie my też będziemy musieli z przyczyn praktycznych.

    11. Adrian:
      Wysłanie dziecka do sklepu to czynność życia codziennego. Zrobienie zakupów przez dziecko nawet 7-8-letnie jest całkowicie prawnie dopuszczalne, podczas gdy praca dzieci jest co do zasady zabroniona kodeksem pracy. Więc porównanie jest bezzasadne.

      Na prace społeczne w roku szkolnym przewidywano 4 dni. Czasami były to wykopki w PGR-ze, ale było mnóstwo innych, lżejszych prac w ramach prac społecznych, jak np. porządkowanie zieleni, zbieranie śmieci itd. To wszystko odbywało się w czasie przewidzianym na zajęcia szkolne, a nie popołudniami. Także tu również bez porównania do pracy dzieci w gospodarstwie rodziców.

    12. Jeśli ktoś pomaga rodzinie zazwyczaj nie podpisuje umowy o pracę. Zresztą zdaje się nie ma obowiązku, gdyż pomagasz bezinteresownie, nie otrzymując wynagrodzenia. Jeśli nawet otrzymasz kilka groszy w podzięce nie masz obowiązku tego zgłaszać, dla kwot niskich.
      To co dzieciak może, a co jest nadużyciem ze strony rodziny, wynikało by z praw dziecka i raczej trzeba by tego szukać gdzie indziej, nie w kodeksie pracy.

      „Na prace społeczne w roku szkolnym przewidywano 4 dni”. I podpisywano umowę o prace z każdym dzieciakiem? Zresztą czemu miałoby być to takie oczywiste, że szkoła / państwo ma do tego prawo? Jeżeli dzieciak w wieku „gimnazjalnym” pomagający rodzinie, to jakaś zbrodnia, to już sam nie wiem.

      Określenie co dzieciak może, co jest nadużyciem nie będzie aż takie proste. Jeszcze gorzej będzie z egzekwowaniem czegoś takiego, niestetyż. Ostatecznie nie jestem ekspertem prawnym w tej dziedzinie.

    13. @Nikt

      „Fałkspałsie, rolnik „może upłynnić posiadane aktywa”? Jakie? Pole czy traktor? Pole i traktor to NARZĘDZIA PRACY, więc jeśli upłynni, to będzie zwykłym bezrobotnym.”

      Rozumiem, że sprzedaż jedynego lokum rzeczywiście mija się z celem, ale pole i traktor nie są czymś koniecznym do egzystencji. To zwyczajne środki produkcji. Podręcznikowa własność prywatna, a nie użytkowa. Jeżeli zwykłemu przedsiębiorcy nie idzie w danej branży, zwija interes i szuka szczęścia w czymś nowym lub zatrudnia się na etacie. Nie istnieją żadne przeszkody, poza mentalnymi, by rolnik zainwestował pozyskane ze sprzedaży pieniądze w podniesienie kwalifikacji, otwarcie działalności pozarolniczej, a jeżeli boi się pracy, to chociażby w kupno mieszkania/mieszkań na wynajem. Gospodarstwo towarowe ma znaczną wartość rynkową, więc jego właściciel, w przeciwieństwie do bezrobotnych działkowiczów z hektarem, może rozwijać się na wiele sposobów. Sytuacja tych drugich jest dużo gorsza, bo pozbycie się poletka daje niewiele środków i wiąże się z utratą stałego dochodu i przywilejów, ale oni – jako niemający kontaktu z rynkiem – nie protestują…

      „A i jeszcze: lekarzowanie czy prawnikowanie to zawody fełdalne – dziedziczone z ojca na syna. Rolnictwo też. ”

      Fakt, że zamknięte środowiska są wylęgarnią patologii, za co odpowiada rakowa samorządność zawodowa. W każdym razie lekarzowi i prawnikowi nie wystarczy „właściwe” urodzenie do wykonywania zawodu. Musi najpierw skończyć studia, zdobyć doświadczenie i zdać egzamin państwowy. Rolnik nie ma tak długiej drogi do fachu, a skoro „progi” są niskie, to musi być wiele osób dosłownie z przypadku… Poza tym, „feudalizm” to żaden argument. Rzemiosło też było w znacznej mierze „feudalne”, a na tym rynku – w obliczu rozwoju przemysłu – pozostali tylko najbardziej obrotni, którzy potrafili wypełnić niszę skierowaną np. do bogatych. Rolnictwo czeka ta sama przyszłość.

    14. @Mariusz W.

      „Ciekawe czy to samo byś powiedział innym osobom mającym własny zakład pracy, np. krawcom. Oni też posiadają własny zakład pracy, sprzęt i narzędzia które mogą sprzedać. Rozumiem, że nie staniesz w ich obronie, kiedy są niszczeni przez potężne zagraniczne sieci odzieżowe szyjące w Bangladeszu?”

      Gdybyśmy mieli nawet zawracać Wisłę kijem, nie sprawi to, że cofniemy się w rozwoju. Chcąc lub nie, musimy przyjąć do wiadomości, że odsetek przedsiębiorstw – w tym także 1-os. – jest ujemnie skorelowany z rozwojem gospodarczym. Kapitał w pogoni za zyskiem nieustannie zmierza do stanu gwarantującego maksimum zysków, co oznacza, że w żaden sposób nie unikniemy postępującej koncentracji. Oczywiście rozumiem, że trudno pogodzić się z porażką, ale trzeba zauważyć, że drobni przedsiębiorcy bardzo często stają się najbardziej reakcyjną częścią społeczeństwa. Nie myślą o łączeniu sił, a koszty działalności przerzucają na zatrudnionych i/lub państwo. Nie jest w porządku, gdy pracownik będący zdecydowanie słabszą stroną, finansuje taryfę ulgową tym, którzy czerpią korzyści z jego pracy. Nie leży również w interesie jakiejkolwiek lewicy, by rynek obfitował w bieda-podmioty, które swój byt zawdzięczają jedynie środkom publicznym i śmieciowym miejscom pracy. Warto pamiętać, że w ten sposób przegrywają uczciwi, którzy chcą płacić godziwe wynagrodzenia.

    15. Fauxpas:

      Aha, czyli stajesz po stronie kapitału goniącego za zyskiem, dążącego do całkowitego opanowania rynku. To wszystko wyjaśnia.

      Drobna wytwórczość zawsze będzie potrzebna i pod wieloma względami będzie lepsza od koncernowej masówki, mimo że w starciu na rynku nie ma szans.

      Nie zauważasz, że to ponadnarodowe wielkie koncerny, takie jak zagraniczne sieci handlowe, przyczyniają się do wyzysku pracowników najemnych.

    16. Fakspałsie, twoje słowa: „pozostali tylko najbardziej obrotni, którzy potrafili wypełnić niszę skierowaną np. do bogatych. Rolnictwo czeka ta sama przyszłość” – czyli stać cię na płacenie … stówy za bochenek chleba? Bo tak wynika z twych przemyśleń: rolnictwo dla bogatych. Więc biedni nie muszą jeść.
      Kolego Fałkspałksie, nie zwróciłeś uwagi na stwierdzewnie, że o ile lekarz czy prawnik będący tak samo sfełdalizowani jak i rolnik mogą do woli popełniać błędy (co do prawników to nie są nawet błędy, a celowe działania) i NIKT ICH NIE ŚCIGNIE, to rolnika ścignie jego własne pole – przestanie rodzić. I jeszcze jedno – rolnik uczy się od małego pracy na roli, pozostali dopiero na studiach (hłe, hłe, studiach!). Pewien starożytny pisarz pisząc o Władysławie królu napisał, że Piastowiczów z krajem łączył taki sam stosunek, jak polskiego rolnika z ziemią i nazywało się to ojcowizna. Żaden lekarz czy prawnik nie ma takiego podejścia do swego zawodu.
      Od razu widać, że nie masz swej ojcowizny i nie jesteś w stanie zrozumieć znaczenia tego słowa.

    17. Fauxpas #1:
      „by rolnik zainwestował […] chociażby w kupno mieszkania/mieszkań na wynajem”
      To towarzysz tak gardzi samozatrudnionymi, a wspiera kamieniczników i tych, którzy żyją z nagromadzonego kapitału, a nie koniecznie z pracy własnych rąk? Szaleństwo…

      Fauxpas #2:
      „Fakt, że zamknięte środowiska są wylęgarnią patologii, za co odpowiada rakowa samorządność zawodowa”
      Najważniejsze, że system oparty na państwowym biurokratyzmie nie tworzy zamkniętych środowisk.

    18. @Mariusz W.

      „Drobna wytwórczość zawsze będzie potrzebna i pod wieloma względami będzie lepsza od koncernowej masówki, mimo że w starciu na rynku nie ma szans.”

      Ależ oczywiście. Rzecz w tym, że efekt skali robi swoje, więc drobna wytwórczość stała się premium. Np. krawcy szyjący garnitury na miarę albo małe gospodarstwa rolne, które wyspecjalizowały się w produktach „bio/eko”. Mały gracz nie może obniżyć ceny i pozostaje mu podnieść jakość i celować w tych, którzy nie liczą się z każdym groszem.

      „Nie zauważasz, że to ponadnarodowe wielkie koncerny, takie jak zagraniczne sieci handlowe, przyczyniają się do wyzysku pracowników najemnych.”

      Wyzysk wpisany jest w kapitalizm, dokonują go zarówno mali, jak i najwięksi. Nie jestem entuzjastą żadnej formy inicjatywy prywatnej, ale zauważam, że o ile duży – dzięki efektowi skali – może (choć nie musi) zapewnić pracownikowi przyzwoite warunki, o tyle w przypadku małego graniczy to z cudem. Przypominam również, że to prywatne sklepiki odstawiają cyrki z zakazem handlu, a nie sieci handlowe…

      @Nikt

      „czyli stać cię na płacenie … stówy za bochenek chleba? Bo tak wynika z twych przemyśleń: rolnictwo dla bogatych. Więc biedni nie muszą jeść.”

      Nie stać mnie na bochenek za stówę, ale fajnie, że zwróciłeś na to uwagę. Gdyby ceny na polskim rynku kształtowali tylko lokalni rolnicy, na pewno byłyby dużo wyższe. W obecnej sytuacji nie mogą wzrosnąć powyżej progu, który kształtuje swobodny import konkurencyjnych płodów rolnych. Pomijając np. kartofle z biedniejszego Egiptu, które jadłem dzisiaj do obiadu, warto rozważyć opłacalność powiedzmy eksportu gruszek z Belgii do Polski. Belgijski rolnik prowadzi biznes w obliczu m.in. wielokrotnie wyższych cen gruntów i kosztów pracy, a pomimo tego opłaca mu się sprzedawać do taniej Polski. Prawdopodobnie wynika to z tego, że tamtejsze gospodarstwa wielkoobszarowe mogą zjechać z ceną jednostkową bez narażania siebie na straty, co nie wchodzi w rachubę w przypadku polskich małorolnych. A skoro nie da się konkurować ceną, to trzeba jakością – czyt. ukłon w stronę bogatych. Są przecież ludzie, którzy płacą za eko-owoce kilkukrotność średniej ceny rynkowej.

      „rolnika ścignie jego własne pole – przestanie rodzić. ”

      Nie chcę być złośliwy, ale w takich przypadkach raczej nie słychać o braniu problemów na klatę, lecz o domaganiu się pokrycia strat ze środków publicznych. Lekarz czy prawnik nie żąda tego, gdy własny interes wpędza go w tarapaty. Aha, w niektórych państwach, np. w Danii, na konkurencję której narzekają polscy rolnicy, prowadzący gospodarstwo musi mieć studia rolnicze.

      @Adrian

      „To towarzysz tak gardzi samozatrudnionymi, a wspiera kamieniczników i tych, którzy żyją z nagromadzonego kapitału, a nie koniecznie z pracy własnych rąk? Szaleństwo…”

      Nie wspieram pod żadnym pozorem. To tylko jedna z równie kapitalistycznych opcji, co prywatne gospodarstwo towarowe (będące potężnymi importerami taniej siły roboczej ze Wschodu), a jednocześnie zyskowna i niedostępna dla przeciętnego zjadacza chleba.

      „Najważniejsze, że system oparty na państwowym biurokratyzmie nie tworzy zamkniętych środowisk.”

      Najważniejsze nie być sędzią w sprawie swojej lub krewnego/kolegi.

    19. Szanowny Kolego Fałkspałsie, nochmal: Od razu widać, że nie masz swej ojcowizny i nie jesteś w stanie zrozumieć znaczenia tego słowa.
      Co do wspierania biednego Egiptu i jego tanich pyr: dzięki temu egipscy rolnicy się wzbogacą i będą przyjeżdżać do nas na wczasy, by wydawać zarobione na nas złotówki? A może jednak dalej będą tak samo wegetować, bo przecież u nich jak i u nas na ich niewolniczej pracy zarabia pośrednik. Żydowski czy Hamerykancki?
      A co do Belgii, to ja bym chciał mieć takie dopłaty, jak mają w Belgii. A mam znaaaacznie mniejsze, tak cirka kilka razy (oni było to ponoć aż 4 razy). Bym miał takie, to bym jak Kołodziejczak rozdawał owoce wew Mnieście, dla czystej frajdy przs…ania korporacjom.
      Co do Danii, to u nas też. Chyba, że pole się dziedziczy po przodkach. Ale wtedy i dziedziczy się wiedzę rolną i tę ojcowiznę, o której nie masz pojęcia.

    20. „Od razu widać, że nie masz swej ojcowizny i nie jesteś w stanie zrozumieć znaczenia tego słowa.”

      A jakie to ma znaczenie? Gdybym miał powiedzmy odziedziczony z dziada pradziada zakład szewski, który wykańcza rozwój przemysłu, albo dobijany wszechobecnymi cyfrówkami zakład fotograficzny, to czy idąc tym tropem należałaby mi się specjalna troska państwa i podatników (bo ja prywaciarz i korona nie może spaść z głowy)? :)

      „A co do Belgii, to ja bym chciał mieć takie dopłaty, jak mają w Belgii. A mam znaaaacznie mniejsze, tak cirka kilka razy (oni było to ponoć aż 4 razy).”

      W 2015 r. bezpośrednia dopłata do hektara w Belgii wynosiła 395 EUR wobec 207 EUR w Polsce. Kwotowo rzeczywiście wydaje się to być naprawdę sporą różnicą, ale niweluje ją poprawka na lokalny parytet siły nabywczej. Jeżeli warto się kogoś „przyczepić”, to lepszym wyborem będzie Grecja, a nie bardzo droga Belgia z 1% zatrudnionych w rolnictwie. Zresztą dopłaty nie przesądzają o wszystkim. Hiszpańskie rolnictwo jest silne pomimo słabszego dotowania (204 EUR tamże to mniej niż w Polsce). Francuski rolnik z 271 EUR/ha też jest de facto jest mniej wspierany od polskiego i to nie koniec podobnych przypadków.

      „Bym miał takie, to bym jak Kołodziejczak rozdawał owoce wew Mnieście, dla czystej frajdy przs…ania korporacjom.”

      Cieszę się i doceniam, że jesteś dobrym człowiekiem, ale w realiach gospodarki rynkowej apetyt na ogół rośnie w miarę jedzenia. Innymi słowy – pazerna większość nie potrafi samodzielnie powiedzieć „dość”. W obliczu braku tańszej konkurencji i/lub ponadprzeciętnego popytu ceny szybują niemiłosiernie. Dotyczy to każdej branży, a zwłaszcza małych podmiotów, w których ustalanie cen nie jest długim i skomplikowanym procesem. Dlatego w czasach Polski Ludowej tworzono od podstaw dużą własność państwową, która po najniższych kosztach – i bez wyzysku – zaspokaja potrzeby społeczeństwa. Jeżeli na obecnej scenie politycznej znajdzie się partia na poważnie lewicowa, jednym z jej głównych postulatów powinna być nacjonalizacja strategicznych sektorów gospodarki.

  2. Oczywistym jest, że lewica powinna poprzeć protesty rolników, choć powinno to być poparcie nieco warunkowe.

    Rolnicy protestują przeciwko nieudolności Rządu oraz przeciwko zagranicznym sieciom handlowym dominującym w handlu. W tym względzie należy poprzeć protestujących rolników.

    Natomiast poparcie powinno być warunkowe, bo protestujący rolnicy często sami są kapitalistami. Sam Kołodziejczak mówi, że w Polsce powinien królować wolny rynek i że Agrounia nie protestuje przeciwko marketom. W jednym z filmików na kanale Agrounii jeden z przedstawianych rolników zająknął się przy pytaniu o to ile płaci dwóm Ukrainkom (tania siła robocza) i odpowiedział nie wprost „kilkanaście zł”.

    1. Niedawno pisałem, i powtarzam: polskim rolnikom od 1947 roku zawsze wiatr w oczy. Zawsze źle i zawsze „rządzie, daj!” Też powtarzam (jak wyżej), ze każdy rolnik to kapitalista i producent, więc proszę podać powód, dlaczego rządy (lewe, czy prawe) maja go głaskać i wspierać na okrągło. Że sektor produkcji żywności jest strategiczny i wrażliwy? A kto zabrania płacić reszcie pracownikom najemnych tyle, żeby ich było stać kupić żywność? Że klęski żywiołowe? Są od tego ubezpieczenia. Że ryzyko? A jaki przedsiębiorca-kapitalista nie ryzykuje? Tylko robotnik najemny zawsze dostaje po doopie i jego kieszeń jest drenowana przez takich roszczeniowców jak rolnicy.

    2. Wapniak:

      Jeżeli ucisk kapitalistyczny, biegnący ze strony zachodnich koncernów, dotyka rolników a pośrednio i polskie społeczeństwo w ogóle, to dlaczego by ich nie wesprzeć? Jeżeli lewica odcina się od takich protestów, to samoczynnie umacnia się prawica zagospodarowując jakąś ich część. Wiemy dobrze że rolnictwo powinno być upaństwowione i uspołecznione, ale na tę chwilę w walce z zachodnimi sieciami marketów można porozumieć się z prywatnymi rolnikami.

      Nie wiem gdzie w postulatach masz „rządzie daj!”.

    3. Wapniak:
      „Że sektor produkcji żywności jest strategiczny i wrażliwy?”
      Jak najbardziej! Przede wszystkim zależałoby nam na uspołecznieniu sklepów wielkopowierzchniowych. Skoro żywność jest dla egzystowania kraju strategiczna, a sieci sprzedaży upaństwowione lepiej traktują lokalnych producentów to: towarzysze, uspołeczniamy!

      Mariusz W.
      „Jeżeli ucisk kapitalistyczny, biegnący ze strony zachodnich koncernów, dotyka rolników a pośrednio i polskie społeczeństwo w ogóle, to dlaczego by ich nie wesprzeć?”
      Sam siedzę i się zastanawiam, gdzie towarzysze chcą szukać poparcia dla naszej sprawy? Po co nam zakrojone na szeroką skalę pogardzanie masami ludowymi – chłopskimi?

  3. Rolnik jest typowym kapitalistą i sam powinien zadbać o swoje. Powinien płacić podatki, ubezpieczać się, dbać sam o swoje interesy i o zbyt swoich produktów. Ciekawie by było, gdyby opony palili właściciele fabryk farmaceutycznych i ich pracownicy (też dziedzina strategiczna!) bo im produkty w aptekach „nie schodzą”.
    Protestować ma prawo i nawet obowiązek tylko pracownik najemny.

  4. ,,Mieszczuchom też się naraża się, opowiadając głupoty na temat osób LGBT. Ta podstawowa nieumiejętność w połączeniu z dotychczasowym brakiem skuteczności pcha Kołodziejczaka w ramiona skrajnej prawicy.”
    A jaką skuteczność chciałby pan redaktor widzieć?
    Taką Xiecia Biłgorajskiego?
    A Może ,,Społecznika” Biedronia otaczającego się papierowymi bohaterami neokolonializmu, z minionej epoki?
    Punkty widzenia na środowisko LGBT są różne – jak i ludzie którzy je głoszą. Interes tego marginesu społecznego (ok. 3% populacji max) dostatecznie dobrze chroni kk – wystarczy poprawnie go stosować, a służby policyjne wyszkolić w umiejętności zachowania obiektywizmu.
    W ramiona prawicy – powiada pan redaktorze…
    A kto JAK NIE OWA PRAWICA i to skrajna, rozpoczęła na szeroką skalę pierwsze od lat 90 ub wieku transfery socjalne?
    Bądźmy uczciwi. Obrońcy sędziowskiej samowoli i innych korporacyjnych przywilejów do dziś odgrażają się (obecnie we własnym gronie) że całe to ,,rozdawnictwo dla nierobów” skasują jak tylko wrócą na ,,należne im miejsce”.
    Osobiście zastanawia mnie ta niczym nie poparte wiara we własną omnipotencję której mizeria doprowadziła do wyboru ,,mniejszego zła” w postaci PiS, a należne miejsce powinno mieć adres: WARSZAWA, ul. Ciupagi 1.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…