Bardzo, naprawdę bardzo chciałam oburzyć się na aktora Roberta Moskwę, który od wczoraj jest grillowany wzdłuż i wszerz przez cały damski internet i część męskiego. Chodzi o dyskusję w WP TV na temat samoobrony kobiet. Aktor został zjedzony na surowo przez facebookową grupę „Dziewuchy Dziewuchom”. Przeczytałam opis programu i w pierwszym odruchu także zawyłam z wściekłości – oto w swojej wypowiedzi celebryta łaskaw był wyrazić pogląd, że „klepanie kobiety po tyłku” nie jest agresją i nie wypada na nie reagować stanowczo (czytaj: kopiąc po genitaliach). Z wypiekami na twarzy usiadłam nad klawiaturą, żeby wysmażyć zjadliwy komentarz. A potem obejrzałam i wysłuchałam. I wszystko nie było już tak oczywiste.
Opiszę Wam więc, jak moje banieczki oburzenia pękały jedna po drugiej. Za komentującymi na grupie podchwyciłam: „Po co zaprosili tego aktorzynę? Co on może wiedzieć o samoobronie? Typowa zagrywka mediów komercyjnych – jest znany więc zna się na wszystkim”. A nie, czekaj. Oprócz tego, że gra w „M jak Miłość”, otworzył szkołę karate. No, ok.
„Łka, że zrobili z niego seksistę, a z jego wypowiedzi paskudny mansplaining, tymczasem nie chce wziąć odpowiedzialności za własne słowa” (tu obejrzałam rzeczoną dyskusję). A nie, czekaj. A więc jak to było?
Mam wrażenie, że znów część mediów nie zdołała oprzeć się pokusie, żeby zrobić z kogoś wroga publicznego obecnego sezonu. A że seksizm jako temat jest teraz na topie i odmieniany jest przez wszystkie przypadki, to warto pograć przez chwilę tą kartą w nagłówkach. To niefajna zabawa. Bo kiedy klatka po klatce prześledzimy wypowiedzi Moskwy, wychodzi na to, że mansplainingiem miało być odniesienie się do wypowiedzi przedmówczyni (w mojej osobistej ocenie wypowiedzi głupiej) – red. Karoliny Wierzbińskiej, również mającej doświadczenie w sztukach walki. Pani redaktor z rozbrajającym uśmiechem zaczęła od stwierdzenia, że w domu ojciec uczył ją: „Kiedy jakiś chłopak, jakiś facet coś od ciebie chce, kop po jajach i uciekaj”. Reakcja aktora („pozwolę się z tym nie zgodzić”) absolutnie nie miała w moim odczuciu na celu usprawiedliwiania jakiejkolwiek agresji mężczyzn. Miała tylko na celu wskazanie, że „bij na oślep, zastanowisz się później” to jednak kiepski protip na życie.
Moskwa zalecał rozważną ocenę sytuacji i zadanie sobie błyskawicznego pytania, czy warto wszczynać jatkę, w efekcie której możemy porządnie oberwać. Redaktor Wierzbińska drążyła: „Ale każda kobieta chyba wie, kiedy czuje się zagrożona”. „No nie” – odpowiedział Moskwa (i tu zaczęto już grzać grilla). Dodał, że rozumie skrót myślowy, którego użyła jego przedmówczyni, ale chciałby to wyjaśnić. Oburzone kobiety odebrały to jako „mężczyzna objaśnia mi świat”. Ja odebrałam to jako: zaczekaj zaczekaj. Niezależnie od tego, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, niech twoja reakcja będzie adekwatna do sytuacji, bo możesz wpakować się w naprawdę niezłą kaszanę. Czy rzeczywiście zawsze jest tak, że możemy zaufać sobie na sto procent w sytuacji zagrożenia? Wykładali się na tym nawet specjaliści od samoobrony. Poprzez błędną ocenę sytuacji niejeden kozak, rzuciwszy się na dwóch czy trzech osiłków, tracił zdrowie i życie.
A teraz najbardziej „kontrowersyjny” fragment. Moskwa powiedział (cytat dokładny): „Załóżmy, że ja chciałbym cię „tylko” klepnąć po pupie (bez urazy, oczywiście wiem, że to nie jest w porządku i tak się nie powinno wydarzyć!), ale kiedy ty mnie kopniesz, to ja ci wtedy wybiję zęby i cię spacyfikuję”.
Wyjęte z kontekstu – prezentuje się strasznie, prawda? Sęk jednak w tym, że podany przykład nie obrazuje sposobu myślenia obywatela Roberta Moskwy, tylko logikę przebiegu aktów napaści, która znajduje swoje odzwierciedlenie w psychologii. „To co, mamy odpuścić?” – obruszyła się prowadząca program. „Ależ nie!” – odpowiedział aktor. – „Chodzi o to aby zdefiniować, czy człowiek, który stoi przed tobą rzeczywiście jest agresorem czy może boi się bardziej od ciebie”.
Być może niektórzy poczują się zawiedzeni, ale naprawdę trudno mi tu zobaczyć demonstrację wyższości nad kobietami. Byłabym nieuczciwa, przyłączywszy się do krytyki tych wypowiedzi od strony seksizmu. Od ustępu o „klepaniu”, który wywołał taką burzę, aktor odciął się jeszcze w tym samym zdaniu. Bycie „klepniętą” – co wyraźnie zaznaczył – nie jest w porządku. Ale bycie dotkliwie pobitą lub zabitą – jest sto razy gorsze. Czasem bywa tak, że lepiej oddać portfel niż stracić np. oko. To ekstremalne wybory – ale czasem się zdarzają. Nie znaczy to oczywiście, że kobiety mają być potulne i godzić się na macanie w miejscu publicznym, a tak zdaje się wyszło twórcom programu. Nie widzę tu takiego przekazu, ktoś go nadmuchał jak balonik z helem.
Kiedyś zapytałam swoją przyjaciółkę, która była mistrzynią Polski juniorów w Taekwondo, jak zachowuje się w sytuacji zagrożenia. Odpowiedziała z dumą: „Dzięki temu, że ćwiczę, mogę szybciej spierdalać”. To jedna z najbardziej wyzwolonych kobiet, które znam. Ale zna podstawową zasadę rozwiązywania konfliktów w początkowej fazie – „jeśli to możliwe, opuść pole konfliktu”.
To miał być komentarz o seksistowskich wypowiedziach, ale wyszedł (znowu) o dziennikarskiej rzetelności i graniu na społecznych emocjach. W mojej ocenie nikt z zaproszonych gości nie odmawiał kobietom prawa do reakcji na molestowanie i zaczepki. Całkowicie zrozumiała jest urażona godność, potrzeba odwetu i zareagowania na te akty przemocą fizyczną. Tylko że to w danej sytuacji nie zawsze jest najlepszym z możliwych wyborem. Tylko tyle. „Moja wypowiedź jest walką z niebezpiecznym stereotypem sprowadzającym samoobronę kobiet do nauki kopania w krocze” – napisał aktor na Facebooku. I w moim odczuciu miał rację w tym sensie, że namawianie do przemocy bezwarunkowej – niezależnie od płci – po prostu nie zawsze jest mądre. Skuteczna obrona to również właściwa strategia i czasem umiejętność tak chwalonego przez moją przyjaciółkę „spierdalania”.