Lewicowy kandydat na prezydenta Warszawy w ostatnich wyborach, aktywista znany z odważnego ujawniania reprywatyzacyjnych skandali, nie będzie startował do Sejmu z list Lewicy (SLD). Jak dziś opowiedział, zdecydowała o tym właśnie ostateczna formuła jednoczenia lewicy, która w jego ocenie sprowadziła się do wchłonięcia Wiosny i Razem przez Sojusz Lewicy Demokratycznej.
– Wielu z Was zachęcało mnie do startu w wyborach parlamentarnych. Nie wracam do czynnej polityki. Rozmowy, które prowadziła „lewica” z ruchami miejskimi byłych od początku pozorowane. Straciłem kilka tygodni, żeby przekonywać członków tej „koalicji”, że to dobry pomysł, żeby ruchy miejskie były częścią progresywnej listy. Okazało się, że większość uważa je za obciążanie i zagrożenie – napisał dziś Śpiewak na swoim profilu na Facebooku. Następnie skonstatował, że w istocie nie powstała żadna koalicja, a „reinkarnacja SLD”, które zbuduje listy złożone głównie z działaczy partyjnych, nie dając szans społecznikom.
Według lidera ruchu Energia Miast, w którym uczestniczą progresywni samorządowcy i aktywiści miejscy z całej Polski, a przede wszystkim aktywisty znanego z bezkompromisowego mówienia o reprywatyzacyjnych niejasnościach i przekrętach, Adrian Zandberg i Robert Biedroń zgodzili się na „transplantację organów” swoich partii do SLD. Śpiewak w rozmowie z PAP wyraził nie tylko zdziwienie taką postawą, ale też skrytykował podejście głównych organizatorów lewicowej kampanii wyborczej do ruchów miejskich. W jego ocenie podejmując poważną rozmowę ze społecznikami i wprowadzając ich postulaty do programu lewica wyciągałaby rękę do minimum 200 tys. wyborców. Tymczasem, twierdzi Śpiewak, jedyne, co miało miejsce, to rozmowy z nim samym, i to bardziej wizerunkowe (Śpiewak jest powszechnie znany w środowisku warszawskich wyborców lewicy) niż programowe.
Działacz, który wielokrotnie krytykował również neoliberalne ciągoty SLD i poszczególnych polityków tej partii, oznajmił wreszcie, że nie wierzy, że w organizacji tej zaszła przemiana i nie wyobraża sobie startu spod jej szyldu. Były kandydat na prezydenta Warszawy (zdobył 2,99 proc. głosów i trzecie miejsce) wykluczył start w wyborach.
„Gazeta Wyborcza” dotarła do polityka SLD, który twierdzi, że problem ze startem Śpiewaka był jeszcze innego rodzaju – sami działacze Sojuszu nie chcieli widzieć warszawskiego aktywisty na swojej liście. Prawdopodobnie poszło o głośną pyskówkę w mediach społecznościowych, gdy Śpiewak zarzucił działaczowi SLD Andrzejowi Celińskiego związki z aferą reprywatyzacyjną, a ten w odpowiedzi zwyzywał go i w rezultacie musiał wycofać się z wyścigu do warszawskiego ratusza.
Z kolei rzeczniczka prasowa SLD Anna-Maria Żukowska w rozmowie z „GW” mówi po prostu, że Śpiewak otrzymał propozycję startu z czwartego miejsca, ale odmówił.
Jeśli faktycznie miejsca na warszawskiej liście „zjednoczonej lewicy” otrzymają raczej działacze partyjni bez większych osiągnięć lub skompromitowani flirtem z neoliberałami, gdy nie udało się przekonać (czy też: udało się zniechęcić) do startu odważnego i rozpoznawalnego społecznika, dojdzie kolejny powód do rozczarowania witaną z takimi nadziejami lewicową wspólną listą.