W czasach, gdy politycy partii rządzącej dają jawne przyzwolenie na stosowanie przemocy wobec osób o innym kolorze skóry czy wyznaniu odmiennym od dominującego, znajdują się również dzielni ludzie, którzy potrafią przeciwstawić się rasistowskiej agresji w miejscach publicznych. Jedną z takich osób jest Adam Tuła, którzy w środę we wzorowy sposób rozprawił się z agresywnym bandytą.
Do zdarzenia doszło wczoraj pod wieczór. Adam Tuła podróżował linią M1, kiedy nagle zobaczył niebezpieczną sytuacje. Jeden z pasażerów znęcał się nad obcokrajowcem, ponieważ ten nie był Polakiem. Napastnik krzyczał i szarpał swoją ofiarę.
Bohater tej opowieści zareagował prawidłowo i z niezwykłą odwagą. „Wepchnąłem się między niego a ofiarę, a gdy metro się zatrzymało na stacji Ratusz, trzymałem drzwi otwarte tak, żeby metro ze sprawcą nie mogło ruszyć do przyjazdu policji (ofiara uciekła)” – relacjonuje Adam Tuła, który zaraz potem próbował zachęcić innych pasażerów, aby ci powiadomili policję, co jednak nie przyniosło skutku, a więc przez wagonowy tefefon powiadomił prowadzącego, który zatrzymał pojazd na stacji Metro Ratusz Arsenał.
Adam Tuła pokreśla, że pozostali podróżni nie mieli żadnych pretensji o nieoczekiwany postój. Nikt również nie stanął w obronie rasisty. „Nikt z pasażerow nie miał pretensji, że wstrzymuję metro, przeciwnie, nagle wszyscy się obudzili i też dopingowali, żebym nie puszczał drzwi i sprawcę trzeba zatrzymać” – napisał.
Nieciekawym elementem tej historii jest wzmianka o pojawieniu się ochrony, która przybyła na miejsce dopiero po piętnastu minutach. W tym czasie Adam Tuła własnoręcznie obezwładnił rasistę. Dopiero wtedy do akcji włączyli się inni pasażerowie. „Ostatecznie coraz więcej ludzi zaczęło się do blokady drzwi przyłączać, jakby się ośmielili, nawet jakby wiwatując, kiedy ochrona w koncu przyszła i zgarnęła delikwenta, ba, na fali entuzjazmu czynem obywatelskim dwoje pasażerów wyszło świadkować. Jeden powtarzał, że teraz mu głupio, że sam nic nie zrobił, ale się bał. Tak sobie myślę, że to nie strach, bo ja też się bałem, ale raczej to, że ludzie się dali zaskoczyć, bo nie byli przygotowani, jak się zachować” – relacjonuje bohater zdarzenia.
Adam Tuła zamieścił opis całej sytuacji na swoim profiu na Facebooku. Jak zaznacza – nie po to, aby się pochwalić, ale żeby dać innym wskazówkę postępowania w takich sytuacjach. „Wskazówka: nie dajcie się spławić policji tekstem, że wpisanie czegoś przez policjanta do notatnika jest przyjęciem zawiadomienia o przestępstwie i upierajcie się, że chcecie złożyć zawiadomienie i uzyskać tego potwierdzenie pisemne. Bez tego procedura nie ruszy, a sprawca nie będzie ukarany, bo nie będzie sprawy” – radzi.