Z okazji Światowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową na całym świecie odbyły się dziś masowe demonstracje. Do akcji dołączyły również polskie miasta.
Mimo arktycznej aury na Placu Zamkowym zebrała się dziś całkiem spora grupa demonstrantów. Powiewały różnokolorowe flagi – czerwone przynieśli sympatycy Ruchu Sprawiedliwości Społecznej i Pracowniczej Demokracji. Karminowe – oczywiście Partia Razem, a czerwono-czarne – związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej. Nie zabrakło też zieleni Partii Zielonych, a także flag tęczowych. Obecne były też aktywistki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, działacze Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz aktywiści Komitetu Obrony Demokracji, którzy wprowadzili sporo nerwowości za sprawą uruchomienia własnego nagłośnienia.
Wydarzenie rozpoczęło się na pod Kolumną Zygmunta od występu Warszawskiego Chóru Rewolucyjnego.
Wkrótce potem odbyły się pierwsze przemówienia. Ellisiv Rognlien podkreśliła międzynarodowy wymiar dzisiejszych protestów, które połączyły ludzi w Korei Południowej, Australii, Irlandii, a także na Cyprze, gdzie Grecy i Turcy wspólnie sprzeciwiali się rasizmowi i podziałom na poziomie narodowym. Aktywistka Pracowniczej Demokracji zauważyła, że rasizm jest podłym usprawiedliwieniem krzywdy wyrządzanej uchodźcom i mieszkańcom terenów ogarniętych wojną. „Rasizm ma dzisiaj coraz częściej oblicze antymuzułanskie i islamofobiczne”. Działaczka zwróciła też uwagę, że PiS podtrzymuje parasol ochronny nad ksenofobicznymi i antysemickimi ugrupowaniami ekstremistycznej prawicy.
Spore poruszenie wywołała mowa Justyny Samolińskiej. Członkini zarządu krajowego Partii Razem mówiła o tym, że nie ma czegoś takiego jak „interes białych ludzi” do czego próbują nas przekonać ksenofobiczni politycy z PiS i Kukiz’15. „Rządząca klasa polityczna, która żyje z tego, że jest rasistowska próbuje ogłupiać polskie społeczeństwo”. Polityczka skrytykowała również zjawisko tworzenia symetrii pomiędzy rasistami, a ludźmi którzy rasowej nienawiści się sprzeciwiają.
Piotr Ikonowicz z Ruchu Sprawiedliwości Społecznej mówił o złych ludziach, którzy „kazali polskiemu społeczeństwu znienawidzić ofiary, a ułaskawić katów”. Ofiarami są mieszkańcy krajów arabskich, które doznały imperialistycznych napaści, w których uczestniczyli polscy żołnierze. „Nie zdążymy nigdy za to przeprosić, bo za takie coś nie da się skutecznie przeprosić”. Zauważył też, że rasistowska nienawiść jest sztucznie wywołana przez kapitalistów, którzy dzięki temu mogą skuteczniej realizować wyzysk pracowników wszelkich narodowości.
Na trasie marszu, która wiodła od Placu Zamkowego do Placu Powstańców Warszawy zaplanowano kilka przystanków. Na jednym z nich, niedaleko budynku Uniwersytetu Warszawskiego przemawiała Zośka Marcinek z Warszawskiego Strajku Kobiet. Działaczka zauważyła, że Polacy mają coraz więcej odwagi, „by ziać nienawiścią nie tylko na Facebooku, ale również na ulicach”. Skrytykowała też „Gazetę Wyborczą”, która wspiera ekstremistyczne tendencje umieszczając na okładce swojego dodatku uśmiechniętą dziewczyną z falangi.
Ciekawym akcentem było wystąpienie Viktorii Muliavki, mieszkającej w Polsce Ukrainki, która podkreśliła, że rasizm i ksenofobia są efektem działania „antagonizującej logiki kapitału, która sprawa, że „Ukraińcy są postrzegani jako najeźdźcy, który zabierają pracę”. W swoim przemówieniu opowiadała też o aktach przemocy ze strony ukraińskiej skrajnej prawicy, jakich doświadczają jej bliskie osoby. Zaznaczyła, że do skutecznej walki z takimi zjawiskami konieczna jest międzynarodowa solidarność pracowników z obu stron granicy.
Jacek Drozda z Inicjatywy Pracowniczej mówił, ze naszym obowiązkiem jest solidarność z uchodźcami, a także sprzeciw wobec wszelkich przejawów faszyzmu i rasizmu: „Nie możemy pozwolić, aby poróżniono nas z powodu teoretycznych różnic”, zaznaczył, że „tym, co nas jednoczy jest wyzysk kapitału”.