W ostatnim programie “Studia Polska” na antenie TVP Info, którego red. Katarzyna Matuszewska jest współprowadzącą, miała miejsce dyskusja o racjach ruchów antyszczepionkowych. Istotne w zainicjowanej dyskusji było to, że głos dwukrotnie zabrał prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, krytykując telewizję za straszenie społeczeństwa i promowanie przez takie programy zachowań, na skutek których szkodzi się dzieciom. Rozumiem tłumaczenie red. Matuszewskiej, że nie takie było jej założenie – “Bo to dzięki szczepieniom tysiące dzieci nie umiera już na czarna ospę i inne gruźlice. Nie w tym rzecz. Ale w tym, że czasem skutki uboczne są”. I pewnie o tym przede wszystkim chciała rozmawiać. Podzielam jej oburzenie faktem, że w przypadkach powikłań państwo zostawiało zdezorientowanych rodziców samym sobie – bez szans na odszkodowanie. Kuleje też w polskiej służbie zdrowia informacja o ewentualnych niepożądanych efektach ubocznych. Ale tego wszystkiego dowiedziałam się nie z programu, a z prywatnego profilu Kasi na Facebooku.
W samym programie po prostu postawiła na ringu dwie grupy ludzi, zrównując ich wyjściowe pozycje do walki. Zastosowano praktykę, której nie znoszę – tzw. false balance. “Mówmy o faktach”, “przecież powikłania się zdarzają, to fakt”, “poglądy nie mają tu znaczenia, chodzi tylko o dobro dzieci”. Jasne – tylko nadal jest to źle postawiony problem. I właśnie o to chodziło prezesowi NIL, który został potraktowany jako radykał, w dodatku obrzydliwy systemowiec, narzucający swoją narrację.
Problem w tym, że tu nie ma dwóch równorzędnych narracji. Są oczywiście grupy, które uważają, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu. Są takie, które uważają, że kobiety nie powinny głosować i że zawsze się trochę gwałci. Że Ziemia jest płaska. Dochodzi jednak do absurdu, kiedy sztucznie zrównujemy dyskutantów i każemy ich oponentom udowadniać, że nie są wielbłądami. Jak słusznie zauważył Piotr Szumlewicz, można nakręcić również odcinek programu, w którym omawiane będą zalety i wady palenia czarownic. Na pewno znajdzie się jakaś grupa, która przedstawi szereg plusów takiego rozwiązania. I będzie bardzo ciekawie – choć niemądrze.
Mam również wrażenie, że przy zapraszaniu do programu proepidemików zachodzi ten sam problem, co przy zapraszaniu nacjonalistów. Wolność słowa nie oznacza anarchii słowa. Dyskusja na tak kontrowersyjne tematy powinna być moderowana wyjątkowo ostrożnie i uważnie, tak, by absolutnie w nikim nie zasiać wątpliwości, czy aby na pewno pogromy były zbrodnią, gdy deliberujemy o tym, jak trudnymi sąsiadami potrafili być w XX-leciu Żydzi.
Prawda jest taka, że na antenie TVP Info padło wiele słów, które podsycały narosłe wokół szczepień uprzedzenia. Zabrakło bardzo potrzebnych didaskaliów i dodatkowych wyjaśnień. Zasłaniając się wolnością słowa, nie da się rozwiązać każdego problemu.