Minister spraw zagranicznych poczuł, że na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za uratowanie jedności UE po wyjściu Wielkiej Brytanii. Jutro w Warszawie organizuje alternatywny szczyt szefów państw UE. Nie jest na niego zaproszona szóstka państw założycielskich wspólnoty.
Niemcy, Belgia, Holandia, Włochy, Francja i Luksemburg zorganizowały wczoraj zamknięte spotkanie dla pierwszej unijnej szóstki w Berlinie. Polski minister takiej zniewagi nie mógł pozostawić bez odpowiedzi. Obwieścił zatem, że jutro zaprasza do Warszawy wszystkich przywódców unijnych oprócz tych, którzy obradowali w Berlinie. Będzie omawiał Brexit i szukał alternatywnych scenariuszy rozwoju dla Unii po wyjściu Wielkiej Brytanii.
Szefowie państw założycielskich nie ukrywali, że spotkanie w Niemczech nie oznacza wykluczenia z dyskusji pozostałych członków Unii, jest jedynie formalną kontynuacją poprzednich spotkań, zwoływanych z inicjatywy Włoch i Belgii. Witold Waszczykowski nie kryje natomiast, że „jego” spotkanie ma odbyć się „w kontrze” do zebrania państw dawnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (zalążka późniejszej Unii).
Jak na razie nie wiadomo, kto dokładnie miałby przyjechać do Warszawy, prawdopodobnie największe nadzieje minister Waszczykowski pokłada w krajach Grupy Wyszehradzkiej. Jednym z głośno protestujących przeciwko spotkaniu „starej Unii” w zamkniętym gronie był szef dyplomacji Estonii. W Berlinie ustalono, że Unia powinna jak najszybciej zamknąć rozdział pt. Wielka Brytania, zakończyć negocjacje warunków, na których opuści ona wspólnotę i przegrupować pozostałe siły. Jakie wizje przyszłości kontynentu prezentuje szef polskiej dyplomacji, dokładnie nie wiadomo. Trochę strach się bać.