Sytuacja jest rozwojowa. W łonie najbardziej znanej taniej linii lotniczej rozwinął się – pomimo polityki potwornych represji – ruch pracowniczego protestu. Wyniki referendum strajkowego są jednoznaczne. Już niedługo samoloty Ryanair nie wystartują z lotnisk w Zjednoczonym Królestwie. Chyba, że szefostwo przedsiębiorstwa pójdzie po rozum do głowy i rozpocznie sensowne negocjacje z przedstawicielami pilotów.
Rynair znany jest z wyjątkowo prekaryjnej polityki w zakresie zatrudniania zarówno pilotów jak i personelu pokładowego. Ważną częścią tej polityki jest również przeciwdziałanie wszelkim próbom zrzeszania się załóg, zwłaszcza jeśli chodzi o związki zawodowe. Stowarzyszenie Pilotów Brytyjskich Linii Lotniczych (BALPA) doprowadziło jednak do sporu zbiorowego z szefostwem Ryanair. Dotyczy on emerytur, zasiłków rodzicielskich i przejrzystej struktury płac. Żądania pilotów dotyczą także ubezpieczenia na wypadek licencji.
W oświadczeniu, które na okoliczność przeprowadzonego referendum strajkowego opublikowała strona społeczna czytamy, że „dekady odmowy współpracy ze związkami ze strony Ryanaira przełożyły się na brak zrozumienia wobec oczekiwań własnych pracowników oraz podstawowych porozumień, których każdy związek może spodziewać się w miejscu pracy”.
W końcu sprawa otarła się o strajk. Pod koniec ubiegłego miesiąca rozpoczęto przygotowania do referendum. Za przeprowadzeniem strajku opowiedziało się 80 proc. pilotów biorących udział w głosowaniu przy frekwencji 72 proc. Do strajków miałoby dojść pomiędzy godz. 00:01 w czwartek czasu lokalnego, 22 sierpnia a godz. 23:59 w piątek, 23 sierpnia oraz ponownie od północy w poniedziałek 2 września do godziny 23:59 czasu lokalnego w środę, 4 września.