Ma 28 lat, zarabia 74 tys. funtów rocznie, jest deputowanym do Izby Gmin z ramienia Partii Konserwatywnej. Właśnie przeprowadził się z powrotem do rodzinnego domu. Dlaczego? Twierdzi, że chce odłożyć na wkład własny na mieszkanie. Tak właśnie poseł partii rynkowych egoistów zetknął się z rzeczywistością.
Wiliam Wragg zasiada w Westminster od maja ubiegłego roku. Został wybrany z bogatego okręgu Hazel Grove w Greater Manchester. Wcześniej pracował jako nauczyciel. Obecnie, mimo, że jego zarobki trzykrotnie przewyższają średnie brytyjskie wynagrodzenie (ok. 26 tys. funtów) zdecydował się ponownie zamieszkać z mamą.
Wragg jest reprezentantem Torysów – partii, która podczas swoich rządów drastycznie obcięła fundusze na lokale komunalne, przyczyniając się w ten sposób do wzrostu cen wynajmu na rynku komercyjnym. 28-latek, który twierdzi obecnie, że nie byłby w stanie odłożyć na swoje cztery kąty, gdyby musiał jednocześnie wynajmować mieszkanie, jest emblematycznym przykładem niesprawiedliwości społecznej, która jest efektem polityki prowadzonej przez jego formację. – Nie zrozumcie mnie źle, zarabiam naprawdę dobrze. Ale póki co, nie stać mnie na wkład własny w mieszkanie. Być może w perspektywie kilku lat uda mi się zebrać wystarczające środki – tłumaczył gazecie „Evening Standard”
Przypadek posła – prekariusza spowodował, że na Wyspach ponownie rozgorzała dyskusja na temat poziomu życia i możliwości młodych pracowników. W większych miastach koszty wynajmu mieszkań są tak wysokie, że pożerają większość dochodów osób rozpoczynających karierę, a także praktycznie uniemożliwiają im zgromadzenie jakichkolwiek oszczędności. W Londynie, wynajmując kawalerkę trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 320 funtów tygodniowo. W związku z tym młodzi ludzie coraz częściej decydują się ponownie zamieszkać z rodzicami, aby w ten sposób zaoszczędzić środki na wkład własny do kredytu. Socjologowie nazywają to zjawisko „pokoleniem bumerangu”.
[crp]