Prokuratura Rejonowa w Zakopanem postawiła Barbarze Z. zarzut nadużycia uprawnień. Skazała jagnięta jadące na rzeź do Włoch na wielogodzinne cierpienie. Sprawa wyszła na jaw dzięki śledztwu „Vivy!”. To pierwszy przypadek w Polsce, kiedy Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii stawia się zarzuty karne – i to za działanie na szkodę zwierząt.
Barbara Z.- była Powiatowym Lekarzem Weterynarii w Nowym Targu, zasiadała między innymi w komisji, która kontrolowała co roku stan zdrowotny koni pracujących nad Morskim Okiem. Kilka tygodni temu zdążyła przejść na emeryturę. Ale odpowie za zeszłoroczny koszmar jagniąt przed Wielkanocą.
Aktywiści „Vivy!”, między innymi Anna Plaszczyk, skrupulatnie przeprowadzili śledztwo. Monitorowali całą drogę, jaką jagnięta przebyły ze skupu w Bańskiej Niżnej aż do miejscowości Acquapendente. Nieprawidłowości trudno się doliczyć.
Załadunek zwierząt rozpoczął się około 12.00, zaś ówczesna Powiatowa Lekarz Weterynarii w dokumentach wpisała 14.00 oraz 15.00. To kilka godzin „nielegelnego” cierpienia więcej. Jagnięta były stłoczone w ciężarówce, którą na trasie namierzyła i skontrolowała „Viva!”. Było ich tam 822, zadeptywały się nawzajem. Niektóre były bardzo młode, żywiące się ciągle mlekiem matki – ale w samochodzie nie było mlekozastępczych preparatów ani smoczków. Transport zaplanowano na 29 godzin, choć zgodnie z wiekiem najmłodszych przewożonych zwierząt powinien zostać ograniczony do 19 godzin.
A jak było naprawdę?
– Choć transport był planowany na 29 godzin, jagnięta dotarły do włoskiej rzeźni po 68 godzinach – mówi Anna Plaszczyk.
Wspólne śledztwo dziennikarzy @UWAGATVN oraz @Fundacja_Viva przyniosło rezultaty. Barbara Z. była już powiatowa lekarz weterynarii w Nowym Targu usłyszała zarzuty nadużycia uprawnień.https://t.co/6tbngyeDEO
— UWAGA! TVN (@UWAGATVN) 28 marca 2018
To Barbara Z. podpisała wszelkie zezwolenia na transport. Kiedy aktywiści wraz z Inspekcją Transportu Drogowego zatrzymali ciężarówkę do kontroli, wezwano ją na miejsce. Nawet nie wysiadła z samochodu. Stwierdziła, że wszystko jest w porządku i pozwoliła ciężarówce pojechać dalej. Aktywiści monitorowali zwierzęta dalej, również podczas 24-godzinnego postoju na Węgrzech. Jedno ze zwierząt już prawie się nie ruszało, leżało pod rampą. Obrońcy praw zwierząt chcieli zabrać je do weterynarza, ale im nie pozwolono.
Wyniki śledztwa przekazano prokuraturze. Ta nie miała wątpliwości, że jagnięta zostały narażone na niepotrzebne cierpienie.
Tymczasem górale boją się, że po aferze ucierpią ich biznesy. Co roku polskie jagnięta jadą masowo na włoskie stoły. Są tam wielkanocnym przysmakiem.
– Bacom może się nie opłacać utrzymywać stada – powiedział lokalnej „GW” Jan Janczy, dyrektor Związku Hodowców Owiec i Kóz z siedzibą w Nowym Targu.
Strajk.eu pisał o całej sprawie już w zeszłym roku. Oby znalazła sprawiedliwy finał w sądzie.