Miała pomagać imigrantom odnaleźć się w Polsce, a usiłowała ich zastraszyć. Wietnamską rodzinę przed wypędzeniem z mieszkania obronili członkowie kolektywu Syrena.
Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, pochodzący z Wietnamu Diep i Dung, legalnie mieszkający i pracujący w Polsce, razem z dwoma nastoletnimi chłopcami od dwóch lat wynajmowali mieszkanie na warszawskim Muranowie. Nigdy nie sprawiali właścicielom żadnych problemów. Jednak w lipcu Dung stracił pracę i rodzina pierwszy raz spóźniła się z opłaceniem czynszu, obiecując, że uiści zaległość w sierpniu. Zgodnie z umową w takiej sytuacji właściciele mieszkania, gdyby nie zgodzili się na tę propozycję, powinni przedstawić pisemne wezwanie do zapłaty. Postanowili jednak rozwiązać „problem” inaczej. Wietnamczycy zaczęli dostawać obraźliwe i zastraszające SMS-y: „Pakuj swoje dzieci i s…aj złodzieju”, „Złodzieju, wyprowadzaj się”, „Straż graniczną na was wyślę, bo pracujecie nielegalnie żółtki zasrane”. W mieszkaniu zaczęli również pojawiać się agresywni koledzy właścicieli, a sam właściciel miał grozić lokatorom nożem. W końcu właściciele wymienili zamki w drzwiach, a rzeczy lokatorów wyrzucili na klatkę schodową.
Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów powiadomił sąsiad. Wtedy działaczka WSL Anna Kalbarczyk powiadomiła członków kolektywu Syrena, już nie raz uczestniczących w blokowaniu eksmisji. Aktywiści przyjechali na miejsce i ponownie wprowadzili Wietnamczyków do mieszkania. Są przekonani, że eksmisja – w sytuacji zalegania za tylko jeden okres płatności, bez okresu wypowiedzenia ani bez wyroku sądu – była nielegalna. Podobnie jak pogróżki i rasistowskie wyzwiska. Członkowie Syreny są przekonani, że właściciele mieszkania, którzy już wcześniej pobierali zawyżony czynsz, zamierzali przepędzić lokatorów, by jesienią, w najlepszym sezonie dla poszukiwania najemców, znaleźć nowych chętnych, gotowych zapłacić za dwa pokoje przy ul. Anielewicza jeszcze więcej.
Cała sprawa bulwersuje jeszcze bardziej, gdy weźmie się pod uwagę, że właścicielka mieszkania i najprawdopodobniej autorka cytowanych SMS-ów to… pracownica organizacji wspierających migrantów. Jest członkinią komisji rewizyjnej fundacji na rzecz wsparcia Centrum Wielokulturowego. Poproszona przez jej zarząd o wytłumaczenie się z SMS-ów dotąd nie odpowiedziała – prawdopodobnie straci zajęcie. Do kwietnia zasiadała w zarządzie Fundacji Rozwoju „Oprócz Granic”, która teraz, wstrząśnięta sytuacją, zamierza pomóc zastraszanej przez nią wietnamskiej rodzinie. Działacze WSL poinformowali natomiast o sprawie opiekę społeczną.