Historia pamiętnej balangi posła partii KORWiN znalazła swój finał przez wymiarem sprawiedliwości. Sąd orzekł, że pijany polityk utrudniał policjantom wykonywanie czynności służbowych, naruszył ich nietykalność oraz znieważył. Adwokat Wiplera zapowiedział złożenie apelacji.
W październiku 2013 roku Przemysław Wipler świętował narodziny kolejnego dziecka. Tamtego wieczoru nie spędzał jednak z małżonką i swoim potomkiem, lecz z kolegami od kieliszka w jednej z knajp przy ulicy Mazowieckiej. W końcu zmęczony trudami imprezy zasnął na chodniku. Ok. godz. 4:00 obudzili go policjanci, którzy legitymowali dwóch mężczyzn. Wipler postanowił ruszyć z odsieczą represjonowanym rodakom, co zakończyło się szarpaniną z funkcjonariuszami, zatrzymaniem posła i odwiezieniem go na izbę wytrzeźwień. Następnego dnia rano hitem mediów społecznościowych było zdjęcie polityka w koszulce z pozostałościami imprezy.
Sędzia Piotr Ermich odczytując wyrok zaznaczył, że „wina oskarżonego nie budzi wątpliwości”, nie dając tym samym wiary zapewnieniom posła, który utrzymywał, że to on został zaatakowany przez policjantów. – Oskarżony agresywnie i wulgarnie wtrącił się w interwencję policji. Wbrew twierdzeniom obrońców, agresja oskarżonego nie była naturalną reakcją obronną. Funkcjonariusze nie mogli pozostać bierni, musieli obezwładnić agresywną osobę. Ich działanie było legalne i uzasadnione. Gdyby każdy obywatel stawiał opór i wtrącał się do interwencji, to praca policji byłaby sparaliżowana – mówił sędzia, który zaakcentował również, że „praworządny obywatel nie powinien utrudniać pracy policji”. Zdaniem sądu mundurowi nie mieli podstaw, by wierzyć w deklaracje Wiplera o tym, że jest parlamentarzystą, gdyż miejsce, okoliczności, a także wygląd zatrzymanego na to nie wskazywał. Polityk nie miał również przy sobie legitymacji poselskiej.
Przemysław Wipler został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz 10 tys. grzywny. – Sprawiedliwości stało się zadość, prawda zwyciężyła, a linii obrony oskarżonego rozpadła się niczym Austro-Węgry – cieszył się prokurator Piotr Skiba. Rozczarowanie nie krył natomiast cytowany przez „Gazetę Wyborczą„ prawnik posła. – Nie zgadzamy się z tym wyrokiem. Po zapoznaniu się z jego pisemnym uzasadnieniem złożymy apelację – powiedział mec. Krzysztof Sobieski.
Poseł od początku utrzymywał, że jest niewinny. – Tamtej nocy zostałem napadnięty przez funkcjonariuszy policji. Od samego początku informowałem, że jestem parlamentarzystą. Robiłem to wielokrotnie. W związku z tym prawo nakazuje funkcjonariuszom określone działanie. Pomimo tego osoby biorące udział w zdarzeniu nie zaprzestały napaści. Nikogo nie skrzywdziłem, nikomu nie utrudniałem legalnych czynności, nikogo nie lżyłem. Na szczęście całe zdarzenie zostało utrwalone i udokumentowane. Dowody jednoznacznie wskazują, że zostałem pobity – powiedział podczas pierwszej rozprawy.