Całkiem niedawno red. Jacek Żakowski w „Polityce” opublikował ważny artykuł „Zemsta trzech kłamstw”. Tekst ważny, nawet rzekłbym fundamentalny. Dotyka bowiem immanentnej cechy polityki na każdym szczeblu. Żakowski mówi w artykule, że polska klasa polityczna kłamała od początku istnienia III RP. To, co imponuje w artykule, to fakt, że uczciwie używa pierwszej osoby liczby mnogiej. „Kłamaliśmy w domu. Kłamaliśmy w szkole. Kłamaliśmy w mediach, w poezji i w kinie. Teraz za to płacimy”.
Mowa o kłamstwach na temat I Rzeczpospolitej wyidealizowanej na wyrost , II Rzeczpospolitej opisywanej w oficjalnej narracji jako nieledwie raj na ziemi, choć w istocie była to „dyktaturka” jak zauważa Żakowski, i wreszcie o łgarstwach na temat PRL.
Mówiąc szczerze najbardziej interesują mnie refleksje dotyczące kłamstw dotyczących Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Nawet nie chce się przytaczać przykładów mniej lub bardziej bezczelnych kłamstw dotyczących PRL. Zadziwia natomiast fakt, że choć pamięta ją co najmniej połowa Polaków, to potulnie łykano cała nieprawdę, wpychaną nam przez niemal 30 lat III RP. Choć może się mylę, bo wciąż wyniki badania opinii publicznej wskazują, że mimo nachalnej, chamskiej propagandy wciąż niemal połowa Polaków dobrze wspomina PRL.
Żakowski ładnie dekonstruuje strukturę kłamstw o tamtej Polsce, zwracając uwagę na oczywistości: że socjalistyczna Polska nie była jedną, ponurą stalinowską dyktaturą z rozwiniętym systemem represji, lecz ewoluowała w państwo, które zapewniało wiele swoim mieszkańcom, że wielu obywateli dobrze się czuło w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, i że PRL wcale nie był gospodarczą porażką, a wręcz przeciwnie, miał osiągnięcia, z których wielu z nas było słusznie dumnych.
No dobrze, już wiemy, że to ładnie bardzo ze strony Żakowskiego – taka samokrytyka. Chciałbym jednak znać odpowiedź na jedno pytanie: co mianowicie powstrzymywało tak doskonałego, cieszącego się autorytetem dziennikarza przed wcześniejszym napisaniem takiego artykułu? Bo nie wierzę, że kłamstwa o PRL nie były dla niego jasne od samego początku. Chodziliśmy przecież do tej samej szkoły, pan redaktor był tylko klasę wyżej ode mnie, mijaliśmy się na korytarzu, widział za oknem to samo co ja. I co, nie wiedział, że uczestniczy w szkodliwym spektaklu?
W jakimś dużym zakładzie pracy w ZSRR Nikitę Chruszczowa, który jeździł z tajnym referatem rozprawiającym się ze stalinizmem, ktoś z pełnej sali zapytał: „A gdzie wyście byli, w tych czasach, towarzyszu Chruszczow?” (Chruszczow był w najwyższych władzach stalinowskiej machiny) Popatrzył po zebranych: „Kto to powiedział?” Zapadła śmiertelna, pełna strachu cisza. Chruszczow odpowiedział: „No, tam właśnie byłem”. Może ta anegdota jest odpowiedzią na moje pytanie?
A może nie. W weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej” były minister spraw zagranicznych Adam Rotfeld poza zdaniami, które udowadniają, że nic nie zrozumiał ze zmieniającej się Europy przełomu wieków, mówi jeszcze jedno, cytując wypowiedź Putina. Problem w tym, że kłamie – Putin takiego zdania nie wypowiedział. Rotfeld zatem skłamał i niemożliwe, żeby o tym nie wiedział. Zrobił to świadomie.
Andrzej Duda o budowie Zamku Królewskiego też skłamał w żywe oczy. I też niemożliwe, żeby nie wiedział, co robi. Może oni już tak mają, jak we krwi wirusa, którego nie sposób niczym zwalczyć.