W cieniu sporów o Brexit, imigrację i wewnętrznych walk po lewej stronie brytyjskiej sceny politycznej konserwatywny rząd Theresy May przeprowadza bez rozgłosu kolejną akcję prywatyzacji służb publicznych, czyli inaczej rzecz biorąc, demontażu państwa socjalnego. Tym razem w prywatne ręce ma trafić opieka nad dziećmi.
Przygotowany przez torysów projekt ustawy wywraca praktycznie cały system opieki społecznej nad dziećmi do góry nogami. Do tej pory był on wyłączną domeną samorządów i prawa – teraz samorządy będą mogły działać swobodniej, czyli z możliwością zawieszenia prawnych regulacji nawet na sześć lat, oraz przekazywać praktycznie wszystkie placówki i zadania opiekuńcze w stosunku do dzieci prywatnym podwykonawcom. Będą one świadczyć opiekę w takim zakresie, jaki zostanie uzgodniony między nimi a konkretnymi władzami lokalnymi. Projekt odnosi się do wszystkich uprawnień opiekuńczych w stosunku do dzieci, które były do tej pory obowiązkiem lokalnych samorządów – nie tylko domy dziecka, ale także pomoc socjalną, pomoc dla dorastających wychowanków czy adopcje. W rezultacie zachwiana będzie równość wobec prawa, gdyż opieka nad dziećmi nie będzie świadczona według takich samych zasad w poszczególnych gminach, bo nie będzie już podlegać regulowanym przez prawo standardom, a zasadom wolnego rynku.
Zdaniem ministra ds. dzieci i rodzin Edwara Timpsona ustawa ma wyzwolić „nowy potencjał”, uwalniając go ze sztywnych, biurokratycznych okowów. Zgodnie z neoliberalnym credo wszystko, co prywatne, jest lepsze i efektywniejsze od państwowego. Ustawa jest, zresztą, etapem procesu rozpoczętego już wcześniej, w ramach którego władze samorządowe zachęcane były do outsourcingu i przekazywania zadań opiekuńczych w ręce zakładanych przez siebie spółek.
Opieka społeczna dotyczy najbardziej potrzebujących i zmarginalizowanych, ale są w niej ukryte duże pieniądze, zatem jest to łakomy obszar dla partnerstwa publiczno-prywatnego. Pecunia non olet, jak mawiał cesarz Tyberiusz, przyjmując zyski z rzymskich latryn. Prywatni przedsiębiorcy zarobią, a budżet państwa i budżety jednostek samorządowych odczują natychmiastową ulgę, mogąc przekazać dotację w ustalonej wysokości podwykonawcy, który będzie mógł nią dysponować z zgodnie z rynkową logiką, a nie nakazami prawa. To, że ci, którzy z pomocy społecznej zmuszeni są korzystać – a jest ich coraz więcej w szybko dywersyfikującym się pod rządami konserwatystów brytyjskim społeczeństwie – otrzymają w zamian mniej, to sprawa zupełnie marginalna z tej perspektywy.
Nie jest to pierwszy zamach brytyjskich konserwatystów na służby społeczne przeprowadzany w imię mantry o zbawiennym publiczno-prywatnym partnerstwie. Niedawno na ich celowniku znalazły się państwowa służba zdrowia i szkolnictwo. W tym ostatnim przypadku nazywa się to „akademizacją”, która konsekwentnie lansowana jest już od ponad dekady, a sprowadza się do tego, że samorządom również umożliwiono przekazywanie podległych im placówek oświatowych w prywatne ręce i zawieszeniu sprawowanych przez siebie funkcji kontrolnych. Rezultat tych działań jest jednak taki, że edukacja na przyzwoitym poziomie stała się towarem, na który stać tylko zamożne warstwy społeczeństwa. Oto demon neoliberalnego państwa w pełnym rozkwicie. Sprywatyzować, jak widać, da sie dosłownie wszystko.