Prezydent Włoch Sergio Mattarella postanowił dać drugą szansę sformowania rządu skleconej z trudem koalicji Ruchu Pięciu Gwiazd i nacjonalistycznej Ligi. Postawił jednocześnie warunek, który pokazuje, że ostatnie słowo w sprawach włoskich nadal będzie należeć do UE i międzynarodowego kapitału.

Pierwsza próba utworzenia rządu przez dwa ugrupowania, które w marcu odniosły sukces we włoskich wyborach parlamentarnych, zakończyła się na początku tego tygodnia politycznym skandalem. Prezydent Sergio Mattarella, działając w ocenie krytyków na granicy swoich konstytucyjnych uprawnień, nie zatwierdził składu rządu przedłożonego mu po negocjacjach między Ligą i Ruchem Pięciu Gwiazd. Poinformował bowiem, że nie zamierza zaakceptować sytuacji, w której resort finansów obejmuje Paolo Savona, niegdysiejszy krytyk wejścia Włoch do strefy euro. Następnie Mattarella zaprosił do tworzenia rządu technicznego, na kilka miesięcy przed przyspieszonymi wyborami, byłego urzędnika Międzynarodowego Funduszu Walutowego Carlo Cottarellego. Przy jego walnym udziale we Włoszech wdrażana była, z fatalnym dla społeczeństwa skutkiem, polityka cięcia wydatków publicznych. Włoscy lewicowi komentatorzy zgodnie ocenili taki krok jako dowód na to, że zasady liberalnej demokracji nadzwyczaj łatwo można podważyć, gdy jest to na rękę wielkiemu kapitałowi i międzynarodowym instytucjom finansowym.

Komentatorzy zauważyli także, że jeśli Mattarella chciał w ten sposób zatrzymać marsz eurosceptyków i nacjonalistów, to najprawdopodobniej osiągnąłby efekt odwrotny i w przedterminowych wyborach na jesieni znowu na pierwszych miejscach byłyby te same formacje. Taki scenariusz przewidywał m.in. na łamach „The Guardian” były grecki minister finansów Janis Warufakis.

I właśnie w celu niedopuszczenia do takiej sytuacji Mattarella poinformował wczoraj, że Ruch Pięciu Gwiazd i Liga dostaną drugą szansę na sformowanie gabinetu. Z tym, że każdy z zaproponowanych ministrów będzie musiał uzyskać nieformalną akceptację wszystkich włoskich partii, pisze „The Guardian”, powołując się na źródło bliskie włoskiemu prezydentowi. Ponownie głównym przedmiotem troski głowy państwa był stosunek do euro i reakcja światowych rynków na kształt przyszłego rządu. W żaden sposób natomiast Mattarelli nie przeszkadza nacjonalizm Ligi i to, że sugerowane przez organizację masowe deportacje migrantów czy otwieranie dla nich obozów detencyjnych nieuchronnie oznaczałyby łamanie praw człowieka.

Luigi di Maio. wikimedia

Paolo Savona ministrem z pewnością nie zostanie, a i Giuseppe Conte, bezpartyjny prawnik, którego liderzy dwóch partii wybrali na kompromisowego premiera, nie może być pewny swego. Chociaż akurat o niego Luigi Di Maio, lider Ruchu Pięciu Gwiazd, zamierza ostro walczyć. – Albo tworzymy rząd Contego, w rozsądnej postaci, albo od razu róbmy przedterminowe wybory – powiedział polityk. Za natychmiastowym pójściem do urn jest natomiast szef Ligi Matteo Salvini, przekonany, że w powtórzonym głosowaniu jego antyuchodźcza retoryka dałaby mu jeszcze więcej głosów. Tym bardziej, gdyby naprawdę powstał rząd techniczny, wprowadzający kolejne antyspołeczne cięcia.

Próba sprawdzenia się obu partii w roli rządzących państwem skończy się zapewne wielkim rozczarowaniem. Program, jaki przygotowały w ramach umowy koalicyjnej, z jednej strony przewiduje obniżanie podatków, a z drugiej wzrost wydatków publicznych, w tym wypłacanie pewnej formy podstawowego dochodu gwarantowanego (to postulat Ruchu Pięciu Gwiazd). Prędzej czy później doszłoby do konfliktu oczekiwań i interesów.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…