Dla szeroko pojętych sił społecznych rozdrobnienie na polskiej scenie politycznej jest zjawiskiem korzystnym. Oczywiście, pod warunkiem, że nie dotyczy samych tych sił. Pojawienie się partii Ojca Dyrektora odbierze parę procent Kaczyńskiemu. Gwiazdowski zaszkodzi sojuszowi Krula i nacjonalistów. Wejście nowego gracza na rynek elektoratu liberalnego, spowodowało już zepchnięcie Platformy Obywatelskiej na pozycje konserwatywnej prawicy. A więc partia Schetyny znalazła się tam, gdzie powinna być już od dawna, a jednak w wyniku nieobecności opcji socjalliberalnej, w pokracznym stylu robiła się za coś w rodzaju centrolewicy.

Biedroń nie tylko pożera „lewe skrzydło PO”, ale również zabiera resztki poparcia pogrążonej w depresji, braku wiary i kompulsjach lewicy. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie Wiosna w przyszłym Sejmie będzie pełnić rolę lewicy. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że w przeciwieństwie do Ruchu Palikota i Nowoczesnej, partia Biedronia w swoim programie, oprócz pomysłów liberalnych jak uderzenie w stabilne miejsca pracy, ma również rozwiązania prospołeczne, jak radykalna podwyżka płacy minimalnej.

Lewica znalazła się w sytuacji dramatycznej. Jest to efekt strategicznych i taktycznych błędów popełnionych w ciągu ostatnich kilku miesięcy, będących świadectwem niedojrzałości obu ugrupowań. Kierownictwo Razem i SLD wiedziało, że lada moment ze swoją ofertą polityczną pojawi się Robert Biedroń. Oczywistością było również, że były prezydent Słupska nie będzie zainteresowany innego rodzaju współpracą niż hołd lenny. W obliczu stopniowej erozji poparcia dla Razem w 2018 roku i ślamazarnego wzrostu w przypadku SLD, jedynym rozwiązaniem było zawarcie przymierza pomiędzy „starą” a „nową” lewicą, na co pojawiła się szansa po wyborach samorządowych, kiedy zarząd krajowy Razem oświadczył, że jest gotowy do rozmów z Sojuszem. Deklaracja ta spotkała się jednak z druzgoczącą krytyką ze strony „dołów” i  aktywu partyjnego Razem, który krzyczał o zdradzie ideałów. Posypała się fala infantylnych demonstracji – łamania legitymacji partyjnych i pompatycznych statusów na Facebooku. Do podpisania porozumienia ostatecznie nie doszło, a na konferencji inaugurującej obok Zandberga, Zawiszy, Paproty i Koniecznego zamiast Czarzastego pojawił się Piotr Ikonowicz oraz anonimowi działacze Unii Pracy, PPS i kilku tajemniczych formacji politycznych.

Okoniem stanął również aktyw SLD, który za sprawą kilku członków zblatowanych z Platformą zaczął fantazjować o sojuszu z liberałami. O fiasku zjednoczenia lewicy zadecydowały więc dwie ponoć stereotypowe cechy – idealizm Partii Razem i cynizm SLD. Potem do gry wkroczył Biedroń i jasne stało się, że nikt w partii Czarzastego nie poprze koncepcji aliansu z ekipą Zandberga, epatującą zresztą niechęcią do postkomuny. Skutek tego taki, że SLD przystąpiło do liberalnej koalicji, podobnie jak Zieloni, a partia Razem, zdruzgotana i osamotniona nie wie za bardzo, co ze sobą zrobić.

Można grać ryzykowanie, pod warunkiem, że ma się pomysł na uzyskanie korzyści. Czy Sojusz Lewicy Demokratycznej wchodząc w alians z Schetyną i Giertychem ma plan na wzmocnienie swojej pozycji? Czy jest to element strategii, która pozwoli wystartować pod własnym szyldem albo w ramach koalicji sił społecznych w jesiennych wyborach do polskiego Sejmu i ugrać porządny wynik? Co osiągnął Włodzimierz Czarzasty w negocjacjach z Platformą Obywatelską i przystawkami? Rzeczniczka ugrupowania Anna-Maria Żukowska zapewniła wczoraj, że szef SLD będzie potrafił „wyszarpać” co trzeba. Jan Śpiewak z kolei donosi, że Sojusz nie otrzymał od Schetyny żadnego „biorącego” miejsca. Jeśli ta informacja się potwierdzi, będzie to oznaczało, że akces SLD do Koalicji Europejskiej był jedynie umieszczeniem wątpliwej próby przypinki przy krawacie wodza liberalnej konserwy. Aktyw SLD może wybaczyć, a nawet przyklasnąć zdradzie ideologicznej. W końcu już niejedną zaaprobował. Nieskuteczności i błędów w sterowaniu partią nie wybaczy z całą pewnością.

Załóżmy jednak, że SLD otrzyma czołowe miejsca na listach w takim Szczecinie czy innej Dąbrowie Górniczej. Partia wprowadzi na salony Brukseli i Strasburga kilku swoich przedstawicieli. Czarzasty z pewnością odtrąbi zwycięstwo. I na poziomie instrumentalnej racjonalności trudno będzie odmówić mu racji. Nawet jeśli będzie to zaledwie utrzymanie statusu quo (SLD ma obecnie 3 europosłów), to w kontekście kryzysu, jaki przeżywała partia, która wypadła z gry parlamentarnej na poziomie krajowym, przewodniczący będzie mógł sobie to zapisać jako mały sukces, co pozwoli mu spacyfikować wewnątrzpartyjną opozycję przed jesiennym starciem.

Romans ze Schetyną to jednak niebezpieczna namiętność i nawet wywalczenie europejskich foteli nie musi oznaczać, że partia znów będzie błyszczeć i uwodzić wyborców.  Drugim zagrożeniem,  z jakim będzie musiał się zmierzyć Sojusz jest utrata politycznej autonomii. Nie twierdzę, że Platforma jest czarną dziurą pochłaniającą mniejsze ciała, ani też nie widzę żadnej świetlanej przyszłości przez tą formacją, ale faktem jest, że Sojusz w oczach swoich wyborów jest mniej politycznie krzepki od PO, co przy zbliżeniu rodzi ryzyko przepływu elektoratu. Jedyny wyborem dla Czarzastego w tej sytuacji jest odgrywanie roli niesfornego, niewygodnego koalicjanta, krytykującego swoich partnerów z pozycji prospołecznych, akcentującego różnice pomiędzy liberałami czy konserwatystami, a stanowiskiem socjaldemokracji, za którą przecież uchodzić chce SLD. Żukowska mówi o walce o europejską płacę minimalną. Znakomicie. Ale rzeczniczka Sojuszu zdaje sobie chyba sprawę, że banksterzy z Nowoczesnej czy wyhodowane na rynkowym doktrynerstwie wilczki z Platformy taki postulat uważają za aberrację. Partia musi więc mieć świadomość, że pakt z prawicą jest tylko rozwiązaniem doraźnym. Jeśli zaś ta namiętność wiosny przedłuży się do jesieni, wówczas Sojusz Lewicy Demokratycznej czeka pocałunek Tanatosa. I będzie to wyjątkowo brzydka śmierć.

No dobrze, a co dalej z Partią Razem? Od kilku tygodni mój feed jest zalewany informacjami o odejściach kolejnych działaczy. Najbardziej bolesne jest oczywiście wystąpienie Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, jednej z nieformalnych liderek ugrupowania. Ona przynajmniej pożegnała się z klasą i w przeciwieństwie do innego byłego członka, publikując oświadczenie w Walentynki nie ozdobiła wiadomości serduszkiem wyciętym z partyjnej legitymacji. Nadszedł chyba moment, by zawinąć karminowe sztandary i zrobić rebranding. Oraz przemyśleć popełnione błędy. Oczywistym jest też, że koalicja Razem z RSS oraz politycznym trupem Unii Pracy nie dokona cudu w żadnych wyborach. Jedynie nowa marka, zasilona przez rozpoznawalne postacie będzie w stanie unieść ponad próg dotychczasowe propozycje programowe. Może warto spróbować zrobić z Ikonowicza polskiego Sandersa? Może czas przestać podkulać ogon przez liberalną żurnalistyką? Może to pora by spojrzeć inaczej na dorobek Polski Ludowej i przestać ścigać się z prawicą na antykomunizm? Może warto też wziąć przykład z Biedronia i porzucić kurczowe trzymanie się pojęcia „lewicy” jako czegoś, co jest w stanie uruchomić społeczny entuzjazm?

paypal

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Trzeba sobie jasno i otwarcie powiedzieć, że przekroczenie progu wyborczego, przez partię lewicową, to trudne zadanie. A to czy jest bardziej / mniej krytyczna wobec PRLu, czy jest bardziej / mniej liberalna światopoglądowo, nie ma tutaj większego znaczenia. Po co się łudzić, że zmiana strategii, błyskawicznie przyniesie nam przełom?
    Zresztą czy my tak koniecznie przejmować musimy się wynikiem wyborczym? Bardziej doceniałbym ideowość, a jak teraz będzie porażka, spróbujemy za 4 lata. Istotne jest by ludzie, trzymali się swoich idei, by dalej utrzymać te kilku procentowe poparcie, nawet w obliczu porażki. Jak ktoś już musi odejść, trudno, płakać nie będziemy.

  2. Nawet Nowak doszedł w końcu do wniosku że taka z was lewica jak z koziej d.o.o.p.y trąba.
    Szkoda tylko że szkód których narobiliście nie da się łatwo naprawić.
    Zawsze byłem zdania że byty takie jak Strajk, Razem czy inne Ikonowicze mają jedno zadanie – zdezawuować, ośmieszyć i zlikwidować lewicę robotniczą w Polsce. Udało wam się.

  3. SLD ma dłuuugie tradycje antyspołeczne. I dalej podąża tą jedyniesłuszną drogą. E viva komandante Mjóller!

  4. „Może to pora by spojrzeć inaczej na dorobek Polski Ludowej i przestać ścigać się z prawicą na antykomunizm?”

    Myślę, że to jedyne rozsądne rozwiązanie. Trochę późno, ale jeszcze nie za późno.

    Anna proletariuszka, to nie Anna Walentynowicz, a bohaterka powieści (nadal aktualnej) Ivana Olbrachta.

    1. Ale z drugiej strony autor sugeruje porzucenie trzymania się pojęcia lewicy. Trochę to dla mnie sprzeczne.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…