(Specjalnie dla strajk.eu z Danii) Od początku sierpnia w duńskich mediach można było usłyszeć informacje o zbliżającej się kopenhaskiej paradzie środowisk LGBT. We współczesnej polszczyźnie, w tym zwłaszcza w kołach zbliżonych do pp. Korwina i Rydzyka, powiedzielibyśmy po prostu o „paradzie homosiów”.
To tak gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, jaka jest różnica między krajem chrześcijańskim, a katolickim.
Dla Duńczyków parada LGBT jest od dawna sprawą tak dalece zwyczajną, że nikogo to nie interesuje w jakiś specjalny sposób. Z wyjątkiem może polityków, którzy niemal za punkt honoru poczytują sobie pokazanie się na takiej imprezie. W zeszłym roku, w czasie trwania Festiwalu Eurowizji – tego, w którym zwyciężyła Conchita Wurst – burmistrz Kopenhagi Frank Jensen osobiście udzielał ślubów parom jednopłciowym. I robił to bynajmniej nie z „duszą na ramieniu”, lecz przeciwnie, cieszył się jak dziecko. Parada LGBT była też jedną z najważniejszych imprez, gdy w roku 1996 Kopenhaga była Europejską Stolicą Kultury. Ciekawe, czy dwadzieścia lat po tym wydarzeniu uda się nam dogonić mentalnie Europę, tj. czy podczas przedsięwzięć związanych z Europejską Stolicą Kultury we Wrocławiu w roku 2016 odbędzie się parada Gay Pride? Myślę, że wątpię, zwłaszcza jeżeli – na co się zanosi – pełnię władzy będzie sprawował wtedy kościół katolicki do spółki z PiS. Oni nawet parady onanistów nie zrobią – no, chyba, że nazwą ją procesją.
W sobotę 15 sierpnia 2015, gdy nad Warszawą latały samoloty, a w kościołach fetowano wniebowzięcie Wiadomej Osoby, główną arterią jednej z centralnych dzielnic Kopenhagi przeszła hałaśliwa i kolorowa parada gejów i lesbijek. Przemarsz zakończył się na placu przed kopenhaskim ratuszem, którego część w zeszłym roku przemianowano na Plac Tęczowy – Regnbueplads. Humory tak dalece dopisywały zarówno uczestnikom parady, jak i licznie zgromadzonym widzom, że śmiało można powiedzieć, iż również i tu wszyscy byli wniebowzięci. O odpowiednią oprawę imprezy, jak co roku zresztą, zadbały władze kopenhaskiej stolicy. M.in. wszystkie stołeczne autobusy jeździły w tym dniu ozdobione jak w święto państwowe, z tym że zamiast zwyczajowych dwóch flag duńskich, miały jedną duńską i jedną tęczową. Bardzo ładnie to wyglądało. W imprezie wzięli też udział przedstawiciele szeregu duńskich instytucji, organizacji, zrzeszeń itp. Na załączonym zdjęciu można zobaczyć przygotowania do parady reprezentacji duńskiej Akademii Obrony. Tu także widać uśmiechnięte twarze ludzi, którzy wiedzą, że za chwilę wezmą udział w dobrej i dobremu celowi służącej zabawie.
W przemarszu udział wzięło ponad dwadzieścia tysięcy osób, wśród których z reguły były (choćby tylko kilkuosobowe) reprezentacje licznych sponsorów. Spośród nich na uwagę zasługują m.in. wielkie duńskie biuro podróży Spies (współpracuje m.in. z firmami Ving oraz Neckerman), znana wszystkim firma McDonald, kopenhaskie Zoo, sieć całodobowych sklepów »7Eleven«, Ratusz Kopenhaski, Ratusz dzielnicy Frederiksberg (z której marsz się rozpoczynał), znana także w Polsce firma Royal Unibrev (piwo), kopenhaski Teatr Ludowy, szereg duńskich związków zawodowych, wiele banków, hotele, Duński Związek Piłki Nożnej, linie lotnicze SAS.
Czy ktoś może sobie wyobrazić, jaki dziki wrzask by się podniósł, gdyby podobna liczba firm, instytucji i organizacji o podobnej randze odważyła się wspierać w Polsce imprezę tego typu? Czołowi przedstawiciele siły przewodniej groziliby ekskomuniką, a toruński entrepreneur wzywałby prawowiernych katolików do bojkotowania towarów i usług oferowanych przez sponsorów. Taki jest smutny koniec polskiego snu o wolności i demokracji po tym, jak ćwierć wieku temu „czarni” przejęli władzę od „czerwonych”. Wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Czy ktoś sobie wyobraża np. p. ministra Siemoniaka patrzącego przychylnym okiem na dowódcę WAT wysyłającego na paradę gejów delegację słuchaczy i wykładowców? Minister nie tylko, że narobiłby w portki ze strachu, ale wyrzuciłby komendanta natychmiast na tzw. zbity pysk, bo w przeciwnym przypadku sam wyleciałby z roboty.
Takim to krajem nie z tego świata jest Polska A.D. 2015. Ta zaraza wywołana strachem przed siłą przewodnią – chyba, no bo czym innym? – obejmuje już wszystkie dziedziny życia, o czym po raz kolejny można się było przekonać właśnie w dniu 15 sierpnia br. Gdyby w jakimś najdalszym zakątku świata zebrała się grupka choćby i stu katolików w celu dowolnym, choćby po to, by sobie pośpiewać nabożne pieśni, to polskie media nie omieszkałyby podlizać się „czarnym” i o tak ważnym wydarzeniu poinformować, na dodatek powtarzając tę informację wielokrotnie. Tymczasem o kilkudziesięciotysięcznym zgromadzeniu w Kopenhadze polskie media – w tym oczywiście stacja, która to „całą prawdę całą dobę” – nawet się nie zająknęły. Ale za to, żeby czymś wypełnić paski z informacją „Pilne”, można było przeczytać o takiej sensacji, jak to, że wichury w opolskim zerwały dwa (słownie: dwa) dachy. Wiadomość – excusez le mot – gówniana, ale z pewnością nie rozdrażniła Partii (tj. siły przewodniej). Aż dziwne, że na pasku „Pilne” nie pojawiła się informacja, że „kot starej Maciejowej uciekł do lasu i ona teraz się modli za jego szczęśliwy powrót”. Podobnych przykładów uciekania przez polskie media od informacji i tematów niemiłych dla siły przewodniej jest tyle, że nawet na kilkuzdaniowe skomentowanie każdego z nich nie wystarczyłoby miejsca w żadnym tygodniku czy dzienniku. W których oczywiście nigdy nie zabraknie miejsca na tematy miłe Partii.
Czy nie miał racji p. Drzewiecki mówiąc, że Polska to „dziki kraj”? Miał. I dzięki tej wypowiedzi będzie jeszcze przez dziesięciolecia cytowany na równi z tzw. wieszczami.