Minionej nocy walki były nieco mniej intensywne na froncie w Azerbejdżanie, lecz perspektywa długiego konfliktu przeraża miejscowych i niepokoi wiele państw. Prezydent Francji Emmanuel Macron, który od wielu miesięcy pozostaje w otwartym konflikcie z tureckim prezydentem Erdoganem, zarzuca mu wysłanie na front syryjskich dżihadystów, których wysyłał już do Libii. Azerbejdżan jednak temu zaprzecza.

Azerowie ostrzeliwują Górski Karabach, twitter

Od kilku dni Azerowie próbują odbić swą separatystyczną prowincję Górskiego Karabachu z rąk Ormian, którzy w latach 90 ub. wieku oderwali ją siłą od Azerbejdżanu i wyczyścili etnicznie. Ormianie z Azerbejdżanu są popierani przez sąsiednią Armenię, która uważa, że dokonano na nią agresji, w której udział bierze Turcja, popierająca turkofońkich Azerów. Prezydent Azerbejdżanu (od 17 lat) Ilhan Alijew zapewnia, że wojna się nie skończy, dopóki Górski Karabach z przyległościami zajętymi przez Ormian nie wróci „do ojczyzny”.

Podobnie twarde stanowisko zajmuje Nikol Paszynian, premier Armenii, choć jego kraj zgodził się na negocjacje o zawieszeniu ognia w ramach tzw. Grupy Mińskiej (mocarstwa + OBWE). Niewiele to da, bo zgoda jest warunkowa: ma się opierać na zachowaniu status quo, czyli zatrzymaniu części Azerbejdżanu przez Ormian, którzy stanowią tam większość. Dyplomatyczny impas sprawił, że mieszkańcy Stepanakertu, stolicy Górskiego Karabachu, spędzili kolejną noc w piwnicach i schronach, podczas gdy miasto było ostrzeliwane przez wojska azerskie. Póki co, Azerbejdżan nie atakuje samej Armenii, a front w Górskim Karabachu pozostaje na ogół nieruchomy.

Francuski prezydent Macron ogłosił, że ma dowody na wysłanie przez Turków co najmniej 300 dżihadystów z syryjskiej Al-Kaidy, którą Francja latami popierała podczas wojny w Syrii. Mieli to być pronatowscy dżihadyści z syryjskiego Idlibu, wysyłani przedtem przez Erdogana do Libii, co popsuło Francuzom szyki polityczne w północnej Afryce. Turcja przejęła natowską opiekę nad Al-Kaidą i takie poparcie dla Azerbejdżanu jest możliwe, ale na razie Macron nie przedstawił dowodów, o których mówił. Azerbejdżan temu zaprzecza, podczas gdy Armenia mówi nawet o bezpośrednim zaangażowaniu Turcji w wojnę.

Jeśli wierzyć wojennej propagandzie obu stron, wojnę na razie wygrywa Azerbejdżan w stosunku 1900:1280. Tylu nieprzyjacielskich żołnierzy miały zabić obie strony. Są też zabici i ranni cywile. W ostrzelanej przez Azerów miejscowości Martuni (Górski Karabach), ciężko ranni zostali pierwsi w tej wojnie dziennikarze, dwaj Francuzi z Le Monde. Armenia wycofała z Tel-Awiwu swego ambasadora, w proteście przeciw zaopatrywaniu  Azerbejdżanu w drony bojowe przez państwo żydowskie.

 

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…