Od czasu, gdy na czele MON stanął Antoni Macierewicz, na palcach jednej ręki można policzyć dni, w których media nie dymią o kolejnej wpadce, skandalu, głupocie czy nieudolności w resorcie obrony.
Czystka wśród najwyższych dowódców. Ekspresowe szkolenia na generałów. Czapkowanie przez oficerów pomocnikowi aptekarskiemu z Łomianek. Przenoszenie stoczni do Radomia i nocne coparodniowe, oficjalne wizytowanie przez ministra obrony narodowej basenu w pełnej asyście dowódców. Ale nade wszystko irracjonalne, zdaniem każdego, kto zna się na wojsku, wydawanie miliardów złotych na nikomu niepotrzebną, operetkową formację zbrojną o nazwie Wojska Obrony Terytorialnej.
Formację, o której zawodowi wojskowi nie mówią inaczej niż wojsko weekendowe. Formację, która zdaniem fachowców nie jest nawet wojskiem, bo ono podlega naczelnemu dowództwo, na czele którego stoją żołnierze w stopniach generalskich. WOT zaś są bezpośrednio podporządkowane cywilowi Macierewiczowi.
Na czele jednostek WOT stanęli tacy ludzie jak szef podlaskiej struktury WOT plk. Sławomir Kocanowski, który w wywiadzie dla rydzykowego „Naszego Dziennika” powiedział, że jego podkomendni zakończyli właśnie 16-dniowe ćwiczenia.
– Przede wszystkim umieją posługiwać się bronią, potrafią strzelać, są obyci z bronią. Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyników w strzelaniu – mówił Kocanowski gazecie.
Już tylko to powinno zmusić jego przełożonych do wysłania pułkownika na przyspieszoną emeryturę. Bo to, co mówił, w każdym oficerze i żołnierzu, budzi śmiech politowania lub strach przed niekompetencją wypowiadającego takie słowa. Umiejętność trzymania broni przez facetów w mundurach, no i strzelania nie jest bowiem w XXI wieku czymś, czym wygrywa się konfilkty.
Poza tym Kocanowski zdradził tajemnicę wojskową. Powiedział bowiem, czym będą się żołnierze WOT zajmować. A zadania te są, jak na wojsko, dość specyficzne.
– Będą prowadzili rozpoznanie także w swoim otoczeniu, tam gdzie mieszkają, pracują. Będą widzieć, kto przybywa, co robi – dekonspirował swoją formację Kocanowski.
Media nie omieszkały zauważyć tych enuncjacji. Pojawiły się komentarze. Także w internecie. To zaś nie spodobało się Macierewiczowi na tyle, że sobie znanymi sposobami spowodował, że szef WOT gen. Kukuła zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawie znieważania żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej i zapowiedział, że „do upadłego będzie bronił honoru swoich żołnierzy”. Oczywiście podległa ministrowi Ziobrze prokuratura dochodzenie wszczęła.
Jednak gen. Kukuła nie jest jedynym, który został przez szefa resortu wywołany do tablicy aby wyrecytować formułkę o znieważeniu honoru żołnierza. Dotknęło to również Dowódcę Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. dyw. Jarosława Mikę – on też zamiast zamieść wypowiedź Kocanowskiego pod dywan, perorował o wielkości jednostek Macierewicza.
Panów generałów nie znieważało to, że byli podręcznymi Misiewicza. Nie znieważało ich też, szmacenie się dowódców GROM, którzy dla ratowania jednostki przyznać musieli Macierewiczowi honorową odznakę tej jednostki. Nie czują się też znieważeni tym, że żołnierzami zaczęto określać ludzi po dwutygodniowym przeszkoleniu. Nie znieważa ich też zmuszanie do wystawiania oficjalnych asyst w uroczystościach partyjnych czyli miesięcznicach. Nie znieważa wydawanie rozkazu uczestniczenia w apelach smoleńskich.
Znieważa ich natomiast to, że media i internauci napisali, co myślą o niemądrej wypowiedzi oficera, który nawet zaprzyjaźnionych mediów powinien unikać jak ognia. Generałów znieważa po prostu konstytucyjne prawo wolności słowa i wypowiedzi.
I nawet niech będzie. Przecież Konstytucja i im zapewnia możliwość złożenia doniesienia do prokuratury w sprawie, w jakiej im się podoba. Generałowie nie są wszak prawnikami. Dlaczego jednak sprawy nie odrzucili prawnicy, bo nimi przecież są prokuratorzy? Niestety, wszyscy wiemy dlaczego. I warto, żebyśmy sobie przy tej okazji uświadomili, że skoro wiemy, że prokuratura działa z pobudek politycznych, to znaczy, że z „demokratycznego państwa prawnego” niewiele nam już zostało.