Orban pod naciskiem społecznym wycofał się z prawa zakazującego handlu w niedzielę. Wszystko wskazuje na to, że rząd premier Szydło chciałby zakazu nie wprowadzać, ale obiecał to „Solidarności” i  nie ma pomysłu jak się z tej obietnicy wycofać.

Gdańsk: hipermarket Real Przymorze, fot. wikimedia commons

– Chcemy wolnych niedziel, ograniczenia handlu w niedzielę, bo niedziela jest dla Boga i rodziny – mówił przewodniczący „Solidarności” Duda, po tym jak związek wrzucił Sejmowi projekt ustawy, pod którym podpisało się 350 tysięcy osób.

Postulat ten sprzedawano w opakowaniu związkowym. Były sikające w pieluchę kasjerki hipermarketów, były dzieci zaniedbywane przez matki. A wszystko to podlane narodowym sosem, bo przecież wyzyskujące sprzedawców i kasjerów sklepy należą do zagranicznych sieci.

Wybory wygrało PiS. Jedyna partia, która wpisała sobie solidarnościowe niedziele do programu. Doły związkowe przez lata zdążyły się przyzwyczaić do szermowania niedzielnym zakazem handlu i nie dało się dłużej zwlekać z jego realizacją.

Projekt zakazu jest Sejmie i sprowadza się do tego samego, choć nieco bardziej, co ustawa o zakazie handlowania w święta. Zdecydowana większość sklepów ma być nieczynna. O tym, że świątecznego zamykania sklepów przestrzegają tylko hipermarkety, dowodzą kontrole PIP. Małe sklepiki kombinują, jak mogą. I pracujące w nich nawet w Wielkanoc czy Zielone Świątki matki osieracają na ten czas swoje dzieci. Tak będzie i tym razem. Hulać będzie handel w małych sklepach wiejskich i osiedlowych, bo PiS obiecało przecież wsparcie dla drobnej przedsiębiorczości. Hipermarkety będą świętować.

Hipermarkety zatrudniają bardzo wiele osób. Małe sklepy zatrudniają niewiele personelu. Tydzień ma siedem dni. Jeśli gdzieś pracuje dużo osób, to pracodawca musi kombinować tak, by siedem razy w tygodniu mieć kompletną załogę. W małym sklepie pracują 2, najwyżej 3 osoby. Gdyby zatem przyszło do zakazu we wszystkich placówkach handlowych, to właściciele hipermarketów zwolnić musieliby co siódmego pracującego na hali. Mali sklepikarze nikogo zwalniać nie będą musieli, a gdyby jednak nie wolno im było handlować w niedzielę, to po prostu obetną personelowi siódmą część wynagrodzenia. Tyle, że ponieważ pracownicy małych sklepików nie należą do związków zawodowych, to o ich interesy, w przeciwieństwie do tych pracujących w sieciach hipermarketów, nikt nie będzie walczył.

/ wikimedia commons

Pracodawcy krzyczą, że wolne niedziele zmuszą ich do zwalniania. Ostrzegają, że z pracy wyleci nawet 40 tysięcy osób. Żaden szanujący się ekonomista takiej skali zwolnień jednak nie przewiduje. Bo dla nauki o gospodarowaniu czy handel w niedzielę będzie czy nie – jest bez znaczenia. Jeśli twierdzi tak liberał Janusz Jankowiak, to płaczący nad losem zwalnianych przez siebie kasjerów pracodawcy mogą wciskać ten kit sami sobie. Tak jak i dane Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która przekonuje, że „wolne niedziele” spowodują, że o 25 proc. spadnie sprzedaż produktów nieżywnościowych i pojawi się deflacja, przez którą zbankrutują setki firm.

Oczywiście w przypadku zakazu handlu w niedzielę zwolnienia będą. Jednak dziś występuje w handlu pewien niedobór rąk do pracy. Dlatego o pracę dla zwalnianych osób nie ma się co martwić. Znajdą ją. Tyle, że o ile w wielu sieciach handlowych właśnie z powodu tego niedoboru personelu podnosi się stawki uposażeń, to gdy po pracę ruszy kilkadziesiąt tysięcy zwolnionych, właściciele sklepów znów będą mogli oferować im mniejsze stawki.

To tyle jeśli chodzi o społeczne i ekonomiczne skutki zakazu handlu w niedzielę. Zakazu, który jeśli wejdzie w życie, to najpóźniej jak się da i w formie jak najbardziej okrojonej.

Wiadomo zatem, że rząd sugeruje, by z zakazu handlu w niedzielę wyłączyć operatorów pocztowych, firmy związane z żeglugą śródlądową i morską, centra pierwszej sprzedaży ryb i co najmniej niektóre centra dystrybucyjne, które muszą działać cały czas, choćby porty. Zakaz nie obowiązywałby też obiektów handlowych znajdujących się na terenie lotnisk, portów morskich, dworców kolejowych i autobusowych, bez względu na ich powierzchnię handlową. Zdaniem ministrów, w niedzielę muszą też działać kwiaciarnie i zakłady pogrzebowe. O przykościelnych księgarniach i sklepach z dewocjonaliami nie wspominając.

wikimedia commons

„Solidarność” chciała niedzielnego zakazu handlu w internecie. Rząd wręcz przeciwnie. Tak samo jak jest przeciw proponowanym przez „Solidarność” karom 2 lat więzienia za złamanie zakazu niedzielnego handlu.

A na dodatek rząd stoi na stanowisku, by zakaz wprowadzać etapami. Po kilka wolnych niedziel rocznie.

Stosunek rządu do niehandlowania w niedzielę wynika z tego, że liberałowie typu wicepremiera Morawieckiego przekonali rząd, że zakaz uszczupli przychody państwa. A to jest coś, co do ministrów i premier Szydło przemawia najbardziej. Bo brak pieniędzy w budżecie, to brak ich na sztandarowy program „500 plus”. To właśnie jest argument, który przekonał „Solidarność”, aby nie forsowała niedzielnego postulatu zbyt mocno.

Dla OPZZ pomysł niehandlowania w niedzielę nigdy nie był tak ważny. Związkowcy wychodzili z założenia, że pracownicy handlu są tylko jedną z wielu grup zawodowych zmuszonych w ten dzień tygodnia pracować. Ponieważ „muszą być otwarte szpitale i elektrownie, pracują: policjanci, strażacy, pracownicy ochrony; działa transport publiczny, jeżdżą taksówki, otwarte są baseny, restauracje, kawiarnie, muzea, galerie”. OPZZ zaproponował, aby zamiast debaty nad zakazem, podebatować o podwyżkach. Związkowcy chcą, aby za każdą pracę w niedzielę wynagrodzenie było 2,5 razy wyższe niż za pracę w dni powszednie.

/ wikipedia commons

„Jeżeli minimalna płaca godzinowa od stycznia bieżącego roku wynosi 13 zł brutto, to minimalna stawka za pracę w niedzielę powinna wynosić 32,5 zł. Przy pracy etatowej byłaby to stawka 2,5 razy wyższa od tej płaconej w dniu powszednim” – napisano w oświadczeniu OPZZ.

Dyskusje nad pracą w niedzielę trwają. Zwolennikami wyższych wynagrodzeń są przede wszystkim osoby młode, szukające okazji do wyższych zarobków. Ci z którymi rozmawiałem, uważają, że jeśli takie przepisy weszłyby w życie, to młodsza część załóg będzie zabiegała o pracę w niedzielę, więc osoby, które chcą spędzać ten dzień z rodziną, będą miały ku temu okazję.

Zwolennicy całkowitego zakazu uważają, że tylko tak można na pracodawcach wymusić wolne niedziele dla matek i żon. Bo pracodawcy w każdej innej sytuacji znajdą jakiś sposób, by na nich pracę w niedzielę wymusić.

Sondaże, badające, jak na sprawę patrzy większość Polaków, są mocno niejednoznaczne i w zależności od zadawanych pytań większość jest za zakazem lub za pozostawieniem pracownikowi wyboru, czy chce więcej zarabiać, czy siedzieć w domu. Pamiętajmy też o kobietach, na które w naszym patriarchalnym społeczeństwie zapewne ten dzień tygodnia spędzić będą musiały w kuchni.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Wolę pracować w niedzielę i zarobić 100% więcej niż nie pracować i zarobić standardową stawkę w inny dzień.

  2. na zachodzie europy sa wolne niedziele i jakos ich gospodarki nie padly na pysk.
    my za PRLu mowilismy o wolnych sobotach, teraz dyskutujemy o wolnych niedzielach, znaczy cofnelismy sie w rozwoju i jestesmy przyslowiowe „100 lat za murzynami”

  3. Problem ten jest sztuczny,każdy pracownik może mieć dwa dni wolne w tygodniu przy zachowaniu pracujących niedziel,wystarczy że te dwa dni będą mu przysługiwać rotacyjnie,pierwszego tygodnia jest to sobota i niedziela,drugiego tygodnia,poniedziałek i wtorek,trzeciego tygodnia środa i czwartek,a czwartego tygodnia piątek i sobota i tak dalej.
    Zarówno pracownicy i kosumenci stracą na obowiązkowych wolnych niedzielach,Ci pierwsi mniej zarobią a niektórzy stracą pracę,a Ci drudzy nic nie kupią,nie odpoczną jak należy itd.,za obowiązkiem niedziel wolnych od pracy opowiada się bardzo mocno kościół katolicki w Polsce,tej instytucji nie chodzi bynajmniej o Boga,człowieka jego rodzinę i wypoczynek,po prostu w niedzielę i święta przychodzi najwięcej ludzi do kościoła,co wiąże się z bardzo dużymi przychodami finasowymi,dlatego kościół nie chce pozwolić aby ludzie poszli w niedziele zamiast do kościoła do galerii handlowej czy sklepu i tam zostawiali swoje pieniądze zamiast w kościele,zwykła gra interesów,a co za tym idzie ograniczenie naszych wolności i podstawowych swobód,takich jak wolność wyboru,jak spędzam czas wolny czy w kościele czy w galerii,a może w kościele i w galerii tego samego dnia,poza tym jest dużo ludzi,którzy dobrowolnie chcą pracować w niedzielę a także i święta,w Polsce obchodzimy Wigilię,Boże Narodzenie,dzień wszystkich świętych
    i Wielkanoc,reszta dni,które widnieją na czerwono w kalendarzu to święta martwe,nie świętujemy ich,oczywiście dobrze że takowe też mamy,wielu przepracowanych zmęczonych ludzi może wtedy po prostu odpocząć,ale uszanujmy wolności tych,którzy wtedy chcą pracować,to ich sprawa,w niedziele i święta i tak wszyscy pracują,jedni wykonują pracę zleconą przez pracodawców w miejscu pracy zawartą ustnie lub pisemnie,drudzy zmywają naczynia,robią obiad,naprawiają sprzęt domowy,który uległ awarii,naprawiają samochód,nawet w największe święta jak Wigilia czy Wielkanoc lub Boże Narodzenie,sprzątamy,zmywamy,gotujemy,smażymy,kto z nas tego nie robi,w niedzielę często odkurzamy,wypełniamy jakieś pisma urzędowe itd.czyli to wszystko na co w tygodniu nie znajdujemy czasu.
    Nie ma sensu zwracać uwagi na zideologizowanych zakłamanych hipokrytów,zwanych księżmi czy zakonnikami lub ludźmi „pobożnymi”,którzy nas z całą mocą potępiają za to,oni wszak pracują we wszystkie święta i niedziele,gdyby tak nie było nie zbierali by w tych dniach na mszach pieniędzy,uczą nas że mamy spędzać święta i niedziele rodzinnie podczas gdy sami w te ważne dni pracują i nie uczestniczą w życiu rodzinnym,są idealnym odbiciem faryzeuszy,którzy zarzucali Jezusowi i jego uczniom że zbierają kłosy w szabas(żydowskie święto),za co chcieli ich ukamienować,przecież nawet dochodzi do takiego absurdu że ksiądz odwiedzający nas po kolędzie w niedziele,zabierający kopertę z pieniędzmi,poucza nas o braku poszanowania dla dnia świętego,podczas kiedy to my odpoczywamy a on pracuje,zwyczajnie chodzi i żebra, taka wizyta ma tylko jeden cel a jest nim kasa w kopercie,nie ma sensu słuchać tych obłudnych,zakłamanych,fałszywych pysznych ludzi.
    Poza tym jak każdego dnia także w sobotę i niedziele jedni odpoczywają a drudzy pracują,kiedy my pływamy na basenie,suszymy się w saunie,oglądamy film w kinie czy korzystamy z relaksu na siłowni,lub dokonujemy zakupu,pozostali czuwają nad nami jako ratownicy,ktoś zmienia taśme w kinie i sprzedaje bilety,ktoś prowadzi zajęcia itd,kiedy oni będą odpoczywać to my będziemy pracować i tak w kółko,swoista symbioza.
    Tak czy inaczej codziennie pracujemy,mniej lub bardziej,w domu lub w miejscu pracy.
    Uświadomijmy sobie że istnieją ludzie,którzy nie obchodzą naszych świąt,czyli samotni,innowiercy,ateiści,z kolei kiedy oni świętują my pracujemy.
    Jeżeli ja chcę spędzić z rodziną święta Wigili czy Wielkanocy,to biorę wolne ale nie przeszkadzam tym,którzy chcą pracować,bo lubią,bo chcą zarobić,albo z innego powodu to nie moja sprawa.
    Załóżmy też że prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą na przykład sklep i chcę pracować w święta to dlaczego ktoś miałby mnie zmuszać do odpoczynku,konkluzja jest taka jeżeli chcemy być wolnymi,nie zabraniajmy tego innym,jeżeli pracuję nie oburzam się na tego co w tym czasie wziął sobie wolne,a kiedy ja mam wolne nie piętnuję tych co pracują,żaden dzień nie znosi próżni,każdy ma swoich konsumentów i pracowników,i choćby nie wiem jak bardzo była zaklinana rzeczywistość,zawsze kiedy będe chciał coś kupić znajdę osobe,która mi to sprzeda,jeżeli niedziele będą przymusowo wolne,niektórzy zostaną zwolnieni,a pozostali mniej zarobią,z kolei pozostali nie zrobią zakupów,same straty dla większości ludzi,w interesie wpływowej garstki.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…